10 maja 2020

Kroniki siedmiu kondygnacji (12)

ROZDZIAŁ 12
WIELKI DZIEŃ



     Obudziły mnie dwa zjawiska: światło i ciepło. O ile pierwsze z nich nie powodowało zaskoczenia, o tyle drugie sprawiło, że z początku znieruchomiałem zbyt zdezorientowany jego obecnością. Nie był to rodzaj letniego gorąca, który naturalnie występuje w Ignis. Bardziej przypominał przyjemne otulenie przez koc czy też łaskotanie skóry przez blask wydobywający się z samego ognia. Towarzyszące całemu zjawisku drgania sprawiły, że pragnąłem być jak najbliżej ich źródła. Czując delikatny ruch powietrza, otworzyłem do tej pory zmarszczone powieki. Gdy tylko obraz wyostrzył się, westchnąłem, pod wpływem przeuroczej sytuacji rozgrywającej się tuż przed moimi oczyma.
    Samuel spał skulony, przyciskając twarz do mojej szyi. Jego dłonie, obejmowały moje, jakby obawiając się puścić je choć na minutę. Nie to jednak rozczuliło moje serce. Zmarszczone lekko brwi, rozczochrane włosy i równomierny oddech... Wyglądał tak bezbronnie i niewinnie. Prawie jak anioł, zesłany w sam środek walki, by zesłać pokój. Uśmiechnąłem się pod nosem. Może faktycznie tak było?
Wyswobodziłem jedną z dłoni, by odsunąć, wpadające do oczu blondyna kosmyki. W słońcu jaśniały na tyle pięknie, że można było pomylić je z płynącym złotem. Ich posiadacz prychnął cicho pod nosem w reakcji na mój dotyk, po czym ukrył swoją twarz w zagłębieniu pomiędzy moim ciałem a materacem.
    - Sami... - szepnąłem, delikatnie głaszcząc jego jasne włosy - Już ranek. Nie jestem pewien, która godzina, ale powinniśmy wstać... - mruczałem, wywołując u chłopaka ciche jęki protestu.
    - Jeszcze chwila - poprosił, zakrywając swoją twarz moją dłonią. Parsknąłem widząc ten gest.
    - Bo będę bezlitosny... - zagroziłem, zabierając osłaniające go przed słońcem palce i kierując je w stronę jego karku.
   - Panie miej łaskę! - jęknął, po czym wtulił się we mnie niczym małe dziecko. Ciepło i ogrom emocji jakie przekazał mi w ten sposób, sprawiły, że szybko porzuciłem plan wyrzucenia go z mojego łóżka. Jakże bym mógł to zrobić w takiej sytuacji?
    Będąc w ramionach księcia Floressy zapominałem jak wielkie zło siało jego królestwo. Nie pamiętałem o burzy wojowników, która miała niebawem nadejść, czy towarzyszących jej piorunów ścierających się ze sobą ostrzy. To wszystko było tak odległe. Samuel sprawiał, że przestawało istnieć i mieć jakąkolwiek wagę. 
    Nagłe otwarcie drzwi i pojawienie się w nich zasapanego rudzielca, szybko utwierdziło mnie, że o rzeczywistości nie można tak po prostu zapomnieć i przespać jej, nawet mając u boku samego księcia.
    - Aleksandrze co ty tu jeszcze robisz, narada trwa co najmniej od godziny! - usłyszałem Erica, który szybko podbiegł do mnie, najwyraźniej chcąc sprawdzić czy dobrze się czuję. Gdy oczy chłopaka ujrzały kulącego się do mojego boku blondyna, ich właściciel przestał być już tak troskliwy w stosunku do mnie - Na litość boską Samuelu de Germanii, księciu Floressy, synu Teodoryka de Germanii i Minewry de Lipette, czy ty masz w sobie jakąkolwiek godność?! - zawodził, obserwując jak chłopak siada półprzytomnie, rozglądając się na boki - Spotkanie, które właśnie się odbywa jest najważniejszym punktem mającym nas przybliżyć do uratowania Floressy, dlaczego...
    - Nikt nas nie obudził - warknął blondyn, wstając szybko i szukając wyjściowych ubrań. Przypominając sobie, że nie jest w swojej komnacie, spojrzał na mnie zbitym wzrokiem. Ruchem głowy wskazałem mu szafę, do której sam po chwili podszedłem. 
    - Służba Ignis miała to zrobić! - krzyknął Erick - Rozmawiałem o tym nawet z główną służką dworu... 
   - Służba jest więc skorumpowana przez strategów Ignis, którzy jeszcze wczoraj byli gotowi zabić Samuela bez mrugnięcia okiem - warknąłem, zakładając na siebie niebieską tunikę. Widząc, że książę Floressy jest już prawie ubrany, szybko wsunąłem na siebie czarne spodnie, długie do kolan, skórzane buty oraz stale towarzyszące mi rękawice. 
    - Pora się trochę pokajać przed tutejszym królem - stwierdził lekko uśmiechnięty blondyn, całując mnie w policzek. Obserwujący nas rudzielec, westchnął tylko, po czym powiedział z powagą:
    - Pamiętajcie, że wasza relacja...
    - Nie może być oczywista dla tutejszej władzy - dokończyłem za niego, po czym wyszedłem z pokoju. Za każdym razem, gdy uświadamiałem sobie, że sny i marzenia nie są możliwe do zrealizowania, moje serce sprawiało mi ból. Może kiedyś... kiedy wojna będzie odległym wspomnieniem, a ja nie będę musiał przejmować się losami mojego królestwa... w zupełnie innym świecie, bez obowiązków i oczekiwań... czy wtedy będziemy mogli być razem?
    Wraz z dotarciem do sali, w której odbywało się ów spotkanie, straciłem wszelką wiarę w istnienie świata, o którym marzyłem.
    - O, szanowne książęta zdecydowały się na uczestnictwo  w naradzie? - usłyszałem zaraz po przestąpieniu progu sali. Osobą, która odważyła się na te słowa był nie kto inny jak Greg Christi, jeden z najbardziej cenionych strategów na całym świecie. Nie do wiary, że sam Lucian de Fahler posiadał tak cennego człowieka na swym dworze. Nie dziwiło mnie to jednak - Ignis zawsze posiadało niezwykłe wpływy, głównie dzięki bogactwu jakie uzbierała przez lata panowania. 
    Nie wskazywało na nie jednak sala, w której odbyła się audiencja. Nie była ona zbyt duża i nie wyglądała na kosztowną. Na jej środku znajdował się długi, drewniany stół z co najmniej dwudziestoma krzesłami. Dwa z nich usytuowane niedaleko samego króla stały puste. Mebel przysłaniały najróżniejsze mapy, notatki oraz księgi. Siedzący przy stole doradcy i strategowie zamilkli wraz z naszym pojawieniem. Obserwując nas uważnie, po paru sekundach zaczęli szeptać pomiędzy sobą. Nie chciałem wiedzieć, jakie teorie krążyły pomiędzy tymi ustami. Obawiałem się ich. Jeśli ktokolwiek dowiedziałby się o relacji pomiędzy mną a księciem Floressy... Sojusz skazany byłby na porażkę. Jakim głupcem byłem... Dla dobra mieszkańców naszych krain powinienem to zakończyć... Znów postępowałem egoistycznie, jednak serce... tak bardzo cierpiało bez pukli złotych włosów, uśmiechu i dobra, którego nie zaznałem w trakcie całego życia. 
    - Przepraszamy za spóźnienie królu, panowie - powiedział Samuel, kłaniając się  zasiadającym przy stole starcom - Obawiam się, że służba nie wypełniła należycie swych obowiązków.
    - Doprawdy? - zapytał Lucian, unosząc jedną z brwi do góry - Cóż za niesubordynacja, cieszymy się zatem, że zdołaliście dołączyć nawet pomimo tak sporego spóźnienia - oznajmił, wskazując nam rękoma puste krzesła. Niezwłocznie zajęliśmy je, by po chwili czekać na dalszy ciąg narady. Nadeszła ona z ociąganiem i bez zaangażowania ze strony wielu doradców króla. Starcy nie chcieli zapewne brać w niej udziału ze względu na niepewny wkład, jaki oferowaliśmy. Może z tego powodu większość z nich nie spuszczała nas z oka, jakby oceniając wagę niesionej przez nas pomocy w całym planie. Obawiałem się, że ich wątpliwości doprowadzą do zwycięstwa Floressy. Brak zaufania mógł doprowadzić Lignę i Floressę do ruiny. Nie mogliśmy do tego dopuścić. 
    Choć król starał się nam pomóc, reszta rady była temu przeciwna. Dlaczego władca to robił, skoro faktycznie nie oferowaliśmy zbyt wiele? Nie tylko ta jedna kwestia mnie zastanawiała. Główny strateg, powszechnie szanowany i ceniony... widocznie próbował wpłynąć na króla, by ten zaniechał paktu pomiędzy naszymi krainami. Może to on nastawił radę przeciwko nam? Na czym opierały się jego obawy, skoro doprowadziły go do popełnienia takiego czynu? 
    Zlustrowałem uważnie mężczyznę. Jasne, przeszywające oczy nie przestawały mnie obserwować ani na chwilę. Wyraźnie czekały na jakikolwiek ruch z mojej strony. Ostrożny... i równocześnie lekko nieokrzesany na co wskazywały długie do ramion, kręcone włosy przetykane siwizną. Doskonale określały średni wiek ich właściciela, który dużo przeżył. Najpewniej zamierzał on wykorzystać swe doświadczenie w praktyce. 
    - Zanim przejdziemy do omawianej strategii - zaczął Greg, wciąż świdrując mnie wzrokiem - Nie widzę powodu, dla którego książę Ligny miałby uczestniczyć w tym, jak i każdym kolejnym spotkaniu. Na chwilę obecną nie może on zagwarantować nam żadnego wsparcia. Nie posiada ani ludzi, ani broni. Jego wpływy są nikłe. Poza tym... nie możemy być pewni, czy nie spiskuje z królem Floressy. Bezpieczniej będzie, jeśli... zostanie odsunięty od narad - zakończył, patrząc z wyczekiwaniem na króla Ignis.
    - Mogę za Aleksandra ręczyć życiem. Nie spiskowałby z kimś, kto więzi jego kuzynkę! - oburzył się Samuel, wpatrując się rozognionym wzrokiem w Grega Christi. 
    - Masz dowody, że faktycznie ją więzi? - zapytał strateg, uśmiechając się krzywo - Może tak naprawdę było to tylko przedstawienie? Jakim sposobem twój wuj nagle zaatakował Ignis? Jaki mógł mieć powód? Fakt, że jesteś tutejszym gościem wiele tłumaczy książę!
    - Jeśli naprawdę twierdzisz, że przez moją obecność, twój kraj został okryty widmem wojny... - zaczął podburzony Samuel.
    - Wystarczy - ostry syk dobiegający z ust samego króla, wywołał tępą ciszę - Nie możemy poróżnić się między sobą. Mimo to... zgadzam się z Gregiem. Aleksandrze, choć twój kraj nie wyrządził mi żadnej krzywdy, w obecnej sytuacji nie mogę mu pomóc. Zdaję sobie sprawę, że i tobie zależy na zmianie władzy we Floressie, jednak nie masz żadnych wpływów, które mogłyby nam pomóc.
    - Rozumiem, dziękuję za szczerość królu - powiedziałem, próbując otrząsnąć się z szoku. A więc do tego dążył Greg... Chciał mnie oddalić, jednak w jakim celu?
    Pierwszy raz od dawna czułem się aż tak nieprzydatny. Nie mogłem w żaden sposób pomóc Samuelowi ani swojemu krajowi. Pomimo mocy której posiadałem... tak niebezpiecznej i niszczącej... a teraz zupełnie nieprzydatnej. Bez władzy byłem nikim.
    Odsunąłem krzesło, po czym wstałem od stołu, mówiąc:
    - Jeśli będę mógł w jakikolwiek sposób pomóc... proszę mnie poinformować - zwróciłem się do króla, po czym zacząłem kierować się do wyjścia.
    - Aleksandrze! - usłyszałem zszokowany głos Samiego. Uspokoiłem go krótkim uśmiechem, po czym opuściłem pomieszczenie. 
    Nie do wiary! Zależało mi tak bardzo, a tymczasem nic nie mogłem zrobić. Przegrałem rozgrywkę o wpływy. Jak zatem miałem wygrać wojnę?
    Odbijające się od królewskich korytarzy dźwięki moich butów, wydały mi się nagle zupełnie osamotnione. Każdy był teraz czymś zajęty, miał swoją rolę, którą musiał odegrać w tak wielkim wydarzeniu, jakim było rozpoczęcie wojny z Floressą. A ja... Westchnąłem ciężko. Nie mogłem pomóc w ustalaniu odpowiedniej strategii, leczeniu ludzi, nawet w usługiwaniu im. Nie miałem odpowiednich umiejętności, byłem nieprzydatny.
    Z podobnymi myślami wróciłem do swojej komnaty, kładąc się ciężko na łóżku. Rankiem towarzyszyła mi nadzieja, a teraz zostałem zupełnie sam. Oddychając ciężko, wtuliłem się w pachnące Samuelem pościele. To czy księciu Floressy uda się zaprowadzić pokój zaważy o mojej przyszłości. Nasze losy były połączone lecz na jak długo? Do zakończenia wojny? A co dalej? Czy mogłem tak po prostu o nim zapomnieć? Nie chciałem tego! Nie mógłbym zgodzić się na podobną decyzję. Wiedziałem, że była konieczna, jednak... 
    Samotna łza spłynęła po moim policzku. Może zbyt dużo myślę? Dlaczego nastawiam się, że go stracę już teraz, kiedy jest tak blisko mnie? To przeczucie... Sprawiało, że ptak zamknięty w moim sercu, trzepotał niespokojnie skrzydłami. Próbował się uwolnić od towarzyszącego mu niepokoju. Nie mógł tego zrobić. Klatka w jakim był umieszczony okazała się zbyt silna, dlatego wraz z ruchami piór, trzęsło się serce. I pękało... stopniowo coraz bardziej szarpane przez pazury ptaka, umierało ze strachu.
     Z takimi uczuciami, osunąłem się na skraj ciemności, nie mając najwyraźniej wiary na jakikolwiek ratunek. Byłem nieprzydatny, więc sam odrzuciłem się w kąt.
Na moje szczęście nie zostałem w nim zbyt długo sam. Narada trwała większość dnia. Dopiero pod wieczór drzwi do mojego pokoju otworzyły się cicho, a wchodząca do środku osoba, położyła się tuż obok mnie i otoczyła swoimi pełnymi ciepła ramionami. 
    - Aleks... - usłyszałem cichy szept, a zaraz po nim delikatne pocałunki łączące się z moimi ciemnymi włosami - Aleks...
Ten cichy szelest wystarczył by mój nastrój się polepszył. Obudzony z letargu, odrzuciłem pościel na rzecz oryginału. Dopiero po chwili poczułem jak z oczu chłopaka spadają łzy. 
    Spojrzałem na niego uważnie, obejmując jego twarz dłońmi. To już druga noc z rzędu, która została przywitana jego smutkiem. 
    - Co się stało? 
    - Erick i Frank mieli rację - powiedział zachrypniętym głosem - Nie możemy być razem. Ja... Król pragnie bym poślubił jego córkę w zamian za udzieloną przez niego pomoc. Aleks ja... - jego głos załamał się, a moje zbolałe serce, nareszcie rozpadło się na kawałki - Nie zrobię tego. Porzucę Floressę, ucieknijmy stąd, błagam... pozbądźmy się tego ciężaru raz na zawsze.
    - Ciii - głaskałem jego posklejane od łez włosy - Musimy zrobić to co do nas należy, przecież wiesz... - szeptałem, a z moich oczu wydobywał się strumień łez. Czyli to postanowione... moje przeczucie okazało się prawdziwe. 
    - Wiem, tylko... dlaczego to aż tak boli? - książę łkał, ściskając mnie mocno.
    - Kocham cię. Może to jest powodem? - zapytałem drżącym głosem. Musiał to wiedzieć. Skoro to miało być nasze ostatnie spotkanie tego typu, zasługiwał na prawdę. Chłopak zamilknął na moment pod ciężarem moich słów. Czyżby nie czuł tego samego?
    - Aleksandrze tak bardzo cię przepraszam - wyszeptał - Ja...
    - Nie czujesz tego samego? - zapytałem gorzko. Ból jaki sprawiła ta myśl, wywołał cichy jęk z mojej strony.
    - Aleksandrze kocham cię, nie wątp w to, proszę - usłyszałem, a na mojej twarzy zagościło zaskoczenie.
    - Dlaczego więc przepraszasz?
    - Przepraszam za to kim jestem. Twoje serce wybrało osobę, która ciągle je rani...
  - Moje serce wybrało osobę, która pozwoliła mi uwierzyć w istnienie lepszego świata! - zaoponowałem, po czym patrząc blondynowi prosto w oczy, powiedziałem z powagą - Kiedy zostaniesz królem, krainy przestaną być nękane wojną, ludzie nie będą umierali w kwiecie wieku, to cierpienie... nie będzie już istniało. Pamiętasz jak tańczyliśmy w tamtej wiosce? Ta beztroska... chciałbym, by towarzyszyła ona ludziom na co dzień. Dlatego proszę... nie przepraszaj mnie - dokończyłem uśmiechając się przez łzy. Blondyn uważnie zlustrował mnie wzrokiem, po czym połączył nasze usta w długim pocałunku. Nie spieszyliśmy się, choć mieliśmy mało czasu. To pożegnanie... tylko bardziej utwierdzało nas w uczuciach, które do siebie czuliśmy. 
    - Przyrzekłem, że nigdy cię nie opuszczę, a teraz co robię? - zapytał blondyn łamiącym się głosem.
    - Robisz to co właściwe. Rozumiem to, nie mam ci za złe. Podziwiam twoją siłę i dobro, jakie ukazujesz mi, mówiąc o tym wszystkim. Sami, wiesz przecież, że to konieczne - wyszeptałem, rozmazując kciukami łzy płynące po jego twarzy. Zawsze mówili, że król musi być silny i nie okazywać światu emocji... dlaczego w takim razie czułem większy szacunek do osoby, która pokazuje swe cierpienie i staje z nim do walki? 
    - Kocham cię, tak bardzo cię kocham - szeptał Samuel, a z każdym jego słowem moje serce odżywało. Sama świadomość, jego uczuć, wystarczała nawet pomimo brutalnego pożegnania. Emocje sprawiły, że pragnąłem zrobić wszystko, by jak najbardziej wspomóc go w jego misji. Nasze dusze połączyły się w przypadkowej wiosce... przeczuwałem, że nigdy już nie zostaną rozłączone. 
    Po długiej chwili ciszy, w trakcie której nasze splątane ze sobą ciała, chłonęły nawzajem swą obecność, nadszedł moment, by zmierzyć się z rzeczywistością. 
    - Król powiedział, że poinformuje o zaręczynach dwór, podczas jutrzejszego balu odbywającego się na cześć połączenia sił zbrojnych - wyszeptał Sami, patrząc mi prosto w oczy. Jego spojrzenie było tak przekrwione i zmęczone. Dlaczego tyle cierpienia lgnęło do jednego człowieka?
    Uśmiechnąłem się smutno.
    - Czeka nas zatem wielki dzień. 
    Chłopak odpowiedział mi pocałunkiem w sam czubek głowy. 
    - Wielki dzień... - powtórzył tępo, zamykając oczy
    Ostatnia noc, spędzona z Samuelem, minęła zbyt szybko. Choć oboje spaliśmy zaledwie parę godzin, by zyskać jak najwięcej wspólnych wspomnień, myśl o zbliżającym się rozstaniu, wcale nie zelżała w naszych głowach. 
    Podobnie sytuacja miała się wobec całego dnia. Książę Floressy spędził go na obradach, a ja w łóżku, próbując nastawić się na bal mający odbyć się tego wieczora. Nie mogłem ukazać na nim cierpienia czy rozczarowania. Musiałem być bezwzględny, stanowczy i bez emocji podejść do informacji, którą przekaże król wszystkim zgromadzonym. Od mojej gry zależeć będą losy wielu ludzi. Nie mogłem tego zepsuć. 
    Gdy nadszedł odpowiedni czas, w samotności ubrałem czarne szaty zdobione złotymi nićmi. Był to podarek od samego króla. Długie, luźne spodnie oraz tunika, której wykonanie musiało być przypłacone wielkimi umiejętnościami, talentem oraz czasem. W jej dolnej partii wyszyto morze kwiatów, z daleka wyglądające jak ogień. Szaty uszyto z miękkiego materiału. Były wystarczająco długie, by zakryć moją skórę, mimo to założyłem również czarne, skórzane buty do kostek oraz tego samego koloru rękawice, sprezentowane przez króla. Nie wiedziałem, z jakiego powodu był wobec mnie aż tak łaskawy. Było mu mnie żal? A może pragnął mnie wykorzystać? I tak byłem marionetką. Równie dobrze, mogłem zostać lalką samego króla. 
    Kiedy zszedłem do sali balowej, była ona już zapełniona po brzegi. Przybyło wielu gości, co niekoniecznie mnie cieszyło. Szybko oddaliłem się w kąt pod jedną z ścian, szukając wzrokiem znajomych twarzy.
    - Książę, jednak przyszedłeś! - Erick zbliżył się do mnie uśmiechając się lekko - Zdaję sobie sprawę, że musi to być dla ciebie ciężkie, przykro mi, że nie możemy inaczej tego rozegrać, nawet pomimo informacji, które posiadamy.
    -  Zapewne zrobiliście wszystko, co mogliście - westchnąłem, obserwując niebieską szatę chłopaka - Prezent od króla?
    - Tak, to dziwne, że ktoś taki jak ja dostał tak wartościowe szaty. Rozumiem jednak przekaz, który za sobą niosą.
    Posłałem pytające spojrzenie chłopakowi.
    - Widzisz, posiadaliśmy pewne informacje... - rudzielec rozejrzał się na boki czy na pewno jesteśmy sami - miały być one naszą kartą przetargową w rozmowach z królem... Prawdopodobnie tylko dzięki nim, udziela on nam teraz pomocy. Rzecz w tym..., że tutejsze władze zareagowały na nie inaczej niż myśleliśmy. Dlatego Samuel musi poślubić księżniczkę Victorię. Ignis to naprawdę sprytny naród Aleksandrze, wystrzegaj się tego.
    - Skoro król dał się przekonać aż do działań zbrojnych, to dlaczego zależy mu również na ożenku? - zapytałem, nie rozumiejąc sytuacji.
    - Ma to zapobiec wypłynięciu tajemnicy na światło dzienne - usłyszałem za plecami głos Franka. Odwróciłem się w jego kierunku. Wysoki rycerz, również nosił zupełnie nowe szaty. Ich ciemnozielony kolor zaskakująco dobrze współgrał z jego karnacją.
    - Jakiej tajemnicy? - zapytałem, chcąc dowiedzieć się prawdy.
    - Wybacz książę, złożyliśmy śluby milczenia, jeśli je złamiemy... będzie czekała nas egzekucja. Sam wiesz, że w Ignis jest pełno szpiegów, którzy tylko czekają by móc zanieść pikantne informacje swojemu królowi - mówił Erick, podchodząc do stołu i zabierając z niego parę winogron - Jak myślisz, w jaki inny sposób dowiedziałby o waszej relacji?
    - On wie? I mimo to pragnie oddać w ręce Samuela swoją córkę? - zapytałem zdumiony.
    - Oczywiście - powiedział Frank, przewracając oczami - W ten sposób upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Osłabił Samuela i ciebie oraz ochronił swój sekret. Teraz prawdopodobnie zabierze go aż do grobu.
    Naszą rozmowę przerwał donośny dźwięk trąbek. Głowy wszystkich gości w jednym momencie skupiły się na środku sali, gdzie stał teraz król Ignis wraz z córką oraz książę Floressy. Trójka wyglądała bardzo dostojnie, emanowała od niej siła. Nawet Samuel, który choć nienaturalnie blady, odważnie odwzajemniał swoje spojrzenie wpatrującym się w niego ludziom.
    Widząc jak jest on pożerany przez doradców rozproszonych po sali, zapragnąłem stanąć jak najbliżej niego i obronić go własnym ciałem. Nie mogłem tego zrobić. Pożegnaliśmy się, to koniec...
    - Drodzy kompani zbroi! Chciałbym z dumą ogłosić jak wielkiego zaszczytu dzisiaj dostępujecie! Dzień ten w istocie przejdzie do historii. Nie tylko dlatego, że zawarliśmy wspólnie pakt, dzięki któremu pozbędziemy się raz na zawsze wojny z naszych ziem, lecz również ze względu na zaręczyny mojej ukochanej córki Victorii oraz księcia Floressy, Samuela de Germanii!
    Tłum podzielił się na dwa obozy. Byli ci którzy wiwatowali oraz ci z wilkiem spoglądający w kierunku Samuela. Niestety nie mogłem dołączyć do żadnej z grup. Kiedy usłyszałem tę informację z ust króla, coś we mnie bezpowrotnie pękło. Unikając czyjegokolwiek spojrzenia, wymknąłem się na korytarz. Zrobiłem to na tyle szybko, że ani Erick, ani Frank nie zdążyli mnie zatrzymać.
    Idąc na oślep przed siebie, minąłem wiele zakrętów i rozwidleń. Parę razy skręciłem w prawo, innym razem wybrałem lewy kierunek. Mając pewność, że znacząco oddaliłem się od zgromadzonych na sali ludzi, skuliłem się w pierwszej lepszej kamiennej wnęce, po czym zacząłem bez opamiętania szlochać. Zgubiłem się, byłem sam, mogłem więc dać upust swojej rozpaczy. Bezpowrotnie straciłem Samuela. Najpierw matka, później ojciec... a teraz ukochany. Klątwa zbierała swoje żniwa, kto będzie następny?
    Moją ciszę przerwały szybki tupot stóp i cichy płacz. Na początku odgłos ten pomyliłem z echem, jednak już po chwili przestałem tak o nim myśleć. Wstałem szybko, wycierając twarz z łez. Pragnąłem doprowadzić się do porządku. Nikt nie mógł mnie zobaczyć w takim stanie.



*********************

Hejcia wszystkim!

Wracam po dość długiej przerwie (hmm w sumie robię to sporadycznie, więc jak zawsze należą Wam się przeprosiny). Mam plany do rozdziałów w zapasie, więc teraz powinny być one publikowane cyklicznie (tak jak powinno to wyglądać od samego początku założenia tego bloga).  Dziękuję wszystkim, którzy pojawili się tutaj w ciągu ostatnich lat i naprawdę żałuję, że nie byłam w ich trakcie w stanie spełnić Waszych oczekiwań. No cóż I'm only human co nie? 

Dodałam możliwość dodawania reakcji pod postami (taki mały ukłon w stosunku do osób, które nie przepadają za pisaniem komentarzy), naprawdę wszelki Wasz odzew dużo dla mnie znaczy. Dodaje motywacji, ale i mówi co mogłabym ewentualnie poprawić. Także będę wdzięczna za Waszą aktywność! 
Na dniach pojawi się również ankieta dotycząca długości rozdziałów. Kiedy czytałam je niedawno (musiałam przypomnieć sobie szczegóły historii >////<)  wydawały mi się z lekka krótkie. Faktycznie takie są? xD Pytam, bo dawniej czymś prawie niemożliwym było napisanie ponad 3 tys słów, a teraz czuję niedosyt!
No cóż, thx for everything, zachęcam do odezwania się poniżej w komentarzach, udostępniania oraz podzielenia się spostrzeżeniami związanymi z dalszym ciągiem historii! 

Bez odbioru!
~ Arashi  

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, biedny Slex, to było do przewidzenia że Samuel będzie musiał sie ożenić z księżniczka Victoria, aby ten pakt miał miejsce... czyżby też ktoś mocno przeżył tę informacje, a może to sam Greg jest szpiegiem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, biedny Alex, to było do przewidzenia że Samuel będzie musiał sie ożenić z księżniczka Victorią, aby ten pakt miał miejsce... czyżby też ktoś mocno przeżył tę informacje? a może, a może to Greg jest szpiegiem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń