14 czerwca 2020

Informacja

Hejka oto krótki raport z wyjaśnieniami!

Nie znikam na kolejny rok! Wiecie, sesja trwa, jest straszna i chyba będzie przez krótki czas absorbować mnie bardziej niż zazwyczaj. Z tego powodu kilka męskich decyzji na LIPIEC:

Dzisiaj miał ukazać się kolejny rozdział Kronik. Przekładam datę jego publikacji na za dwa tygodnie (to jest na 05.07.2020). Co prawda mogłabym go na odczepne dokończyć na dzisiaj, ale to dawanie Wam byle czego, ostatnio zaczęło mnie boleć. Do tego czasu sprawdzę też rozdziały, które do tej pory wyszły (ostatnio cofnęłam się o parę z nich wstecz i stylistycznie słabo to wygląda, sooo poprawię ile dam radę do piątego).

Miłych wakacji i owocnej walki (dla tych, którzy muszą się jeszcze troszkę pomęczyć)!

Bez odbioru!
~Arashi

07 czerwca 2020

Kroniki siedmiu kondygnacji (16)

ROZDZIAŁ 16
HISTORIA MURU



    Patrzyłem na chłopca nierozumiejącym wzrokiem. Życie i śmierć. Samuel i ja.
    - O czym ty właściwie mówisz? - zapytałem, marszcząc brwi.
    - O przepowiedni, która sięga czasów, kiedy jeszcze smoki witały nasze niebo swoimi majestatycznymi skrzydłami... Tak... historia ta trwa od zamierzchłych czasów i nareszcie może osiągnąć swój finał!
    Czując nagłe zaniepokojenie, pochwyciłem dłoń siedzącego obok mnie Księcia Floressy. Co jeśli białowłosy był niezrównoważony psychicznie? Wcześniej co prawda nie ukazywał żadnych ku temu przesłanek, jednak teraz będąc z nami w tak odosobnionym miejscu...
    Obiekt mojego niepokoju, najwyraźniej domyślił się krążących po mojej głowie myśli, gdyż westchnął ciężko, po czym zaproponował:
    - Proszę tylko o wysłuchanie. Pozwólcie, że opowiem wam wszystko co wiem o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości - nie słysząc żadnego sprzeciwu, uśmiechnął się lekko, po czym rozpoczął swą opowieść - Skłamałbym, gdybym powiedział wam, że znam konkretny czas, który wytworzył ów przepowiednię. Chodzą słuchy, że wygłosił ją jeden z Milczących, jednak to niemożliwe, w końcu ich struny głosowe nie pozwalają na...
    - Milczących? - zapytał zdumiony Sami, marszcząc przy tym delikatnie brwi.
    - Są to zakonnicy żyjący w wysokich górach - wyjaśniłem - Zwykle ci którzy decydują się do nich dołączyć, mają przecinane struny głosowe, by nie móc wyjawić poznanych w zgromadzeniu tajemnic. Ci ludzie... posiadają niebezpieczną wiedzę, dlatego żyją w odosobnieniu - wzdrygnąłem się na myśl o chodzących w białych kapturach zakonnikach. Ojciec opowiadał mi o nich, kiedy byłem dzieckiem. Miało mnie to zmotywować do skutecznego ukrywania tajemnic za swoimi zębami. Cóż... poskutkowało. Wizja ludzi z bliznami na gardłach i pustym spojrzeniu, często nachodziła mnie w koszmarach, kiedy byłem dzieckiem.
    - Dokładnie tak - potwierdził Michael z lekkim uśmiechem - We Floressie, Milczący nie przebywają już od paru tysiącleci, nic więc dziwnego, że o nich nie słyszałeś Samuelu. W każdym razie to z ich grupy wypłynęła przepowiednia noszona na barkach przez mojego przodka. Była ona przekazywana z ust do ust tylko w mojej rodzinie. W końcu wraz ze śmiercią mojego ojca, to ja zostałem jej Strażnikiem. Zanim jej wysłuchacie... proszę, zanim cokolwiek zrobicie, przemyślcie wszystko na spokojnie. Na pewno doznacie szoku, a ja... muszę powstrzymać was od wszelkich działań, które mogą zakłócić przyszłość.
    - Działań mających zakłócić przyszłość? - zapytałem, unosząc jedną z brwi - brzmisz jak...
    - ... Widzący. Tak, w istocie nim jestem - powiedział, a na moim karku pojawił się zimny pot.
    - Nie chcę wiedzieć! - wstałem nagle, przykładając dłonie do uszu. Czułem się jak małe dziecko, które nie chce być kolejny raz zranione.
    - Aleks, uspokój się... - zaczął Sami, podnosząc się i kładąc na moich barkach swoje dłonie.
    - Nie chcę znać przyszłości, której nie można zmienić - powiedziałem, zaciskając usta we wąską kreskę - Czy zdajesz sobie sprawę, jak wiele ta wiedza może zmienić? Co jeśli... - zamilknąłem, poruszając bezwiednie wargami. Po paru sekundach odzyskałem głos, by dopowiedzieć szeptem - Nie chcę wiedzieć, kiedy bliskie mi osoby umrą. Jeśli...
    - Dowiem się, że by wybawić te ziemie od wojny, będę musiał zginąć? Uczynię to z zaszczytem - pogłaskał delikatnie mój policzek, wpatrując się w moje oczy. Pokręciłem głową nie dowierzając. Nie chciałem się z nim po raz kolejny kłócić o wartości, jakie powinny kierować jego życiem. Byłem taki samolubny... Mimo tego, że chłopak chciał poświęcić się dla tylu ludzi, ja potrafiłem tylko myśleć o tym, że znowu może mnie opuścić.
    - Nie przeżyłbym tego - powiedziałem cicho, spoglądając tępo w dal.
    - Hej... - mruknął blondyn, kładąc mi na ramieniu rękę. Kiedy uniosłem głowę, na jego twarzy widniał się lekki uśmiech - Sam słyszałeś, że już się ode mnie nie uwolnisz.
    - W istocie, masz rację - dobiegł nas lekki ton Michaela - Przepowiednia nie dotyczy śmierci, lecz narodzin nowej ery dla Krain Siedmiu Kondygnacji! Nim jednak będę mógł wam ją wyjawić, musicie poznać to co ma doprowadzić do jej spełnienia. Przeszłość... - albinos uśmiechnął się tajemniczo, po czym zapraszającym ruchem gesty powiedział -  Rozsiądźcie się zatem wygodnie, bowiem cofniemy się do czasów, w których słynny kamienny mur został zbudowany, by oddzielić ziemię Floressy od Ligny.
    Wciąż pełen obaw, spełniłem polecenie białowłosego, po czym przeniosłem się do momentu, kiedy to pomiędzy obiema z krain panował niezmącony przez czas pokój. Ach! Tyle razy czytałem o tym w księgach! O wiele większy dostatek, praktyczny brak nagłych śmierci... i te ziemie... rozległe, nie w pełni zamieszkane... Dominowała wtedy natura, a ludzie żyli zgodnie z nią. Harmonia jaka towarzyszyła takiemu życiu, musiała być niesamowita.
    Moje rozmyślania, przerwał głos chłopca.
    - Zapewne słyszeliście legendę o dziecku, które zabłądziło w lesie niedaleko muru. W końcu to z jego powodu wybuchnął spór! - białowłosy, z roztargnieniem przewrócił oczami - Sam nie wiem co jest gorsze nadmierna wiedza czy jej brak. Musicie wiedzieć, że dziecko, które zgubiło się w lesie, nie znalazło się w nim bez przypadku. Przyciągnęła go do siebie jaskinia, w której obecnie siedzimy. Zagubiony, bezbronny szkrab, który wzbudził taką sensację... miał potężną moc... Przewidział to wszystko.
    - Był Widzącym jak ty? - zapytałem cicho, wyobrażając sobie małe dziecko, przemykające pomiędzy połyskującymi kryształami.
    - Był Widzącym - potwierdził Michael - Pewnej nocy przyśniła mu się budowa tego muru, która przecież miała miejsce wiele tysięcy lat przed jego narodzinami... Wiedział, że stała za tym ogromna tajemnica. Mówił o tym rodzicom, jednak wszyscy traktowali go z lekką pobłażliwością. Mur wysoki na parę metrów miał ukrywać jaskinie? Nie miało to sensu! Nie łatwiej byłoby ją zasypiać skałami, by była niedostępna dla przyszłych pokoleń? - chłopiec, zacisnął mocno palce, jakby na powrót przeżywając wydarzenia tamtych czasów - Nikt nie zdawał sobie sprawy, że sam mur to tylko przedłużenie tego miejsca... Widzicie... Gdyby zniszczyć tę konstrukcję, w jej centrum szybko odnaleźlibyście podobne kryształy do tych, umieszczonych w tym miejscu. Magia jaskini... musi się roznosić, nie może być zamknięta... Inaczej kumuluje się i sama zaczyna się rozrastać. Za dawnych czasów odpowiedzialne były za to smoki. Wraz z wyginięciem jednak ostatniego z nich, władcy zbyt przestraszeni ogromu mocy tego miejsca, na początku zasypali je skałami. Później widząc, że zaraza zaczyna rozprzestrzeniać się, wybudowano bardzo wysoki mur... który promieniuje magią. Jest swojego rodzaju smokiem, który roznosi ją dalej. Dzięki temu wszystkie cykliczne procesy przyrody niezaburzenie trwają od tysiącleci! Magia... jest niezbędna do życia. Chłopiec, który przyszedł tutaj pod wpływem wizji wiedział o tym.
    Kiedy znalazł się w tym miejscu, nie zdawał sobie sprawy z toczącego się czasu. Moc jaka przepełniała to miejsce była zbyt ogromna i wzięła go w swe posiadanie. Pokazała mu przeszłość, przyszłość... poszerzyła jego wiedzę. Dziecko nieomal nie oszalało pod wpływem tego spadku ludzkości. Był tak samo cenny... jak i destrukcyjny.
    Tymczasem lata mijały, toczyła się wojna, a chłopiec nareszcie został wypuszczony przez swoją towarzyszkę. Tak wiele się zmieniło... Jego rodzina, dom, ziemia... wszystko zniknęło, zniszczone przez czas. Widząc rozlegające się cierpienie chłopiec zapragnął pomóc. Udało mu się uzyskać audiencję u obu królów, wcześniej gwarantując im informacje, które mogły przechylić szalę zwycięstwa na ich korzyść. Mówił o nieciągnącym się rozlewie krwi, jeśli obie krainy nie dojdą do kompromisu... Niestety nikt nie chciał go słuchać. Władcy zaślepieni byli wyrządzoną krzywdą... pragnęli zemsty.
    Wtedy dziecko miało następne widzenie. Dwoje młodych władców, którzy zjednoczyliby Krainy Siedmiu Kondygnacji... Posiadający niebywałą moc, przepełnioną samą magią, która nie pragnie niczego oprócz równowagi. Chłopiec zdradził królom usytuowanie jaskini. To nie przypadek, że wasze matki stały się brzemienne w tym samym czasie. To magia za tym stała. Kiedy kolejno monarchowie przyszli ze swymi rodzinami w to miejsce... poczuli się oszukani. Dopiero podczas ciąży ich obu żon zrozumieli. Władczynie odznaczały się w ich trakcie niesamowitą mądrością. Były niczym Widzący, lecz posiadający przy tym mądrość Milczących. Pragnęły zjednoczenia, magia im to w końcu obiecała. Stąd powstała umowa dotycząca zawarcia małżeństwa pomiędzy ich potomkami. One... były przekonane, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, tymczasem urodziliście się wy... Najważniejsza dama Ligny umarła wraz z porodem przez magię. Twój ojciec Aleksandrze... wpadł w szał. Bardzo ją kochał. Myślał, że go oszukano. Teodoryk de Germanii nic nie stracił. Jego żona była zdrowa, więc dlaczego Ligna miała płacić za błędy obu nacji? Wojna z powrotem rozgorzała... Resztę historii już znacie.
    Siedząc w milczeniu, analizowałem historię opowiedzianą przez Michaela. Moja matka poświęciła swoje życie... w imię czego?
    - Nie rozumiem - powiedział cicho Samuel - Skoro magia pragnęła równowagi... Dlaczego zginęła tylko żona króla Ligny?
    - Nie chodziło o śmierć tej kobiety - białowłosy uśmiechnął się lekko, spoglądając na mnie z pewnym roztkliwieniem - Aleksander jest śmiercią. I to w dosłownym znaczeniu tego słowa. Dotykiem odbiera czyjeś życie, ale nie tylko nim... To co wydarzyło się na polu bitwy...
    - Byłeś tam?! - krzyknąłem zdumiony - Nie zapobiegłeś temu?! Skoro wiedziałeś, że...
    - Aleks, uspokój się. I tak nic to nie zmieni... - silna dłoń Samuela lekko sprowadziła mnie na ziemię.
    - Widziałem to wydarzenie w wizji - odezwał się po chwili Michael - Ja... nawet gdybym mógł tam wtedy być, nic nie mógłbym zdziałać. To było zaplanowane przez przeznaczenie...
    - Przeznaczenie - warknąłem cicho - Jeśli moim przeznaczeniem jest zabijanie, pierwszy lepszy sztylet jaki znajdę, wyląduje w mojej klatce, przebijając przy tym serce!
    - Proszę, nie mów tak - cichy głos Samuela zakradł się do mnie, wywołując dreszcz.
    - Każda śmierć odbiera mi cząstkę mnie, jeśli mam to robić w nieskończoność, ja... - mój głos zadrżał lekko. Czując cały chłód, wtuliłem się w ciepło siedzącego obok mnie chłopaka. Nie zgadzałem się z taką przyszłością. Dlaczego musiałem cierpieć? To jest ta równowaga ustalona przez magię?
    - Nie będziesz musiał - melodyjny głos bladego chłopca, sprawił, że zwróciłem głowę w jego stronę - Jak wspomniałem, jesteś śmiercią. Nie możesz za bardzo przechylić szali. Widzisz... Masz u swego boku życie, jest nim Samuel.
    - Nie potrafię sprowadzać zmarłych zza grobu - poważny głos Księcia Floressy, sprawił, że jego klatka zadrgała lekko - Nie potrafię ochronić innych przed śmiercią. W jaki sposób według ciebie miałbym...
    - Życie... to nie jest takie proste Samuelu de Germanii - lekki uśmiech, rozbłysnął na twarzy chłopca - Zarówno życie jak i śmierć są nierozerwalne. Wasza wędrówka jest połączona i trwać będzie bez końca, zapewniam was. Twoja rola w tym wszystkim jest zupełnie inna. O wiele trudniej jest zwrócić coś, co zostało wcześniej odebrane. Możesz za to stworzyć to na nowo...
    - Nie wiem o czym mówisz, dlaczego... - głos blondyna uniósł się, pokazując jego rozdrażnienie.
    - Niewiedza rodzi strach - powiedział Michael, a Samuel uspokoił się gwałtownie - Jesteś częścią cyklu, niezbędną do dalszej drogi.
    - Ja nie rozumiem, nie wiem dlaczego... jaka jest moja rola w tym wszystkim - wyszeptał wyraźnie zagubiony blondyn.
    - Oboje jesteście niezbędni, by uwolnić Kondygnacje z tyrani. Jesteś dopełnieniem Aleksandra, a  on Twoim. Tylko to musisz na razie wiedzieć - głos Michaela rozbrzmiał w jaskini, pozostawiając nas w osłupieniu - Na razie posiadasz za małą wiedzę i jest o wiele za wcześnie by móc ją powiększyć. Idź za przeznaczeniem. Z czasem zrozumiesz dlaczego.
    Odetchnąłem głęboko, zamykając oczy. Zbyt wiele informacji, stworzyło zbyt wiele pytań, na które nie mogliśmy uzyskać odpowiedzi.
    - Och, przepraszam, chyba zbyt wiele wam zdradziłem - lekki uśmiech wykwitł na twarzy Michaela, a jego lica pokrył delikatny rumień - Po raz pierwszy mogę porozmawiać z kimś o tym wszystkim i prawdopodobnie się zagalopowałem. Tyle lat...
    - Ile? - zapytałem nagle, chcąc jak najszybciej rozwiać swoje wątpliwości dotyczące wieku Strażnika Tajemnicy. Posiadał wiedzę Milczącego, był Widzącym... emocjonalnie przypominał osobę liczącą sobie co najmniej kilkadziesiąt lat, tymczasem... wyglądał niczym dziecko.
    - To ja jestem tym chłopcem z opowieści - cichy szept rozniósł się po jaskini, a wszystkie kryształy, które się w niej znalazły zalśniły przez chwilę jasną poświatą - To przeze mnie na wasze rodziny spadło nieszczęście, ja... nie było innego wyjścia.
Po jego oświadczeniu, w pomieszczeniu zapanowała długa cisza. Michael widząc naszą reakcję, wstał, po czym skierował się w stronę wyjścia z jaskini.
    - Wrócę za parę godzin. Pewnie musicie ułożyć to sobie w głowach... Proszę... nie działajcie zbyt nagle. Tylko jeśli zaakceptujecie przeszłość, będę mógł ukazać wam przyszłość.
    Po tych słowach wyszedł. Przez długi czas siedzieliśmy w ciszy. Każdy z nas miał wiele czynników do przemyślenia. Role jakie musieliśmy wypełnić... Czego w zasadzie od nas wymagały?
    - To zbyt wiele - cichy szept Samuela przerwał ciszę - Czuję się, jakby ktoś z całej siły uderzył mnie maczugą w głowę.
    - A więc jesteśmy w tym razem - mruknąłem - Nic z tego nie rozumiem. Moja matka umarła, bym mógł przyjść na świat. W jakim celu? Bym mógł zabijać, byś zasiadł na tronie? To niedorzeczne.
    - Aleks ja... - poczucie winy wypełniające oczy blondyna, spowodowały, że uniosłem w ich stronę swoje dłonie. Obejmując jego szczękę, powiedziałem poważnie:
    - Zrobiłbym to pomimo przeznaczenia - obserwowałem jego oczy z uwagą.
    - Nie rozumiesz... Dlaczego to ja nie przyczyniłem się do śmierci swojej matki? Czemu to ja nie muszę dźwigać poczucia winy związanego z kolejnymi śmierciami. Ja... to wszystko jest zbyt niesprawiedliwe.
    - Przecież właśnie to robisz - uśmiechnąłem się smutno, gładząc jego dolną wargę swoim kciukiem - Nie zadręczaj się tym, proszę cię. Wierzę, że nic nie stało się bez przyczyny.
    - Aleks ja... - zaczął, jednak przerwałem mu szybko, łącząc nasze usta powolnym pocałunkiem.
    - Dokonasz w przyszłości wielkich czynów - powtórzyłem słowa, które wypowiedział do mnie Michael - I najwyraźniej ja mam ci w tym pomóc.
Książę Floressy wpatrywał się we mnie przez chwilę, po czym pochwycił jedną z moich dłoni. Bawiąc się nią przez chwilę, uniósł ją do swoich ust. Czując lekkie mrowienie na opuszkach palców, zadrżałem. Nigdy nie pomyślałbym nawet, że kiedykolwiek dostąpiłbym podobnego odczucia. Już jako dziecko pogodziłem się, że nikt nigdy nie weźmie mojego drobnego ciała w ramiona. Nauczyłem się bez tego żyć, jednak... kiedy poznałem czym jest dotyk... uzależniłem się nim.
    Nie wiedziałem co robię w tej jaskini, nie obchodziło mnie to tak naprawdę. Oczywiście losy królestw, tylu żyć... były ważne. Mnie interesowało tylko bezpieczeństwo Samuela. Toczyła się wojna. Erick, Frank i Eliza zostali pozostawieni na pastwę losu, a ja... potrafiłem tylko myśleć o tym, czy Księciu Floressy nic nie groziło. 
    Nagle ku mojemu zdziwieniu blondyn zupełnie znieruchomiał, zapatrzony w jakiś odległy punkt. Kiedy po paru sekundach poruszył się, drastycznie zbladł.
    - Aleks... - szept chłopaka rozniósł się po jaskini, odbijając się od jej skalistych ścian i pokrywających je kryształów.
    - Tak? - zapytałem równie cicho, przysuwając się bliżej ciepłego ciała. Dopiero nagłe rozjaśnienie się otaczających nas kryształów uświadomiło mi stan, w jakim znajdował się blondyn. Z jego oczu strumieniami płynęły łzy - Co się stało? - zaniepokojony dotknąłem twarzy chłopaka, zmuszając go, by na mnie spojrzał - Hej, Sami...
    - Nie przyglądaj się kryształom - powiedział cicho. Jego oczy rozwarły się szeroko, jakby zobaczyły ducha - Chodźmy stąd - poprosił po chwili, wstając i ciągnąc mnie za rękę.
    - O czym ty mówisz... - zapytałem zdumiony, spoglądając w jeden z połyskujących obiektów. Nic się nie stało. Jasne światło przywitało mnie, po czym delikatnie straciło na intensywności - Sami! - krzyknąłem, kiedy ten wyszedł z jaskini - Na zewnątrz może być niebezpiecznie. Nie ruszałbym się  dalej bez Michaela, on...
    Zamilknąłem, kiedy spostrzegłem stojącego tuż obok wyjścia chłopca. Zmierzył nas uważnym wzrokiem, po czym z uwagą utkwił spojrzenie w Samuelu.
    - Widziałeś? - zapytał cicho.
    - Co miał widzieć? - zapytałem jeszcze bardziej zaniepokojony. Blondyn nie odezwał się, ściskając z całych sił moją dłoń.
    - Nie zgadzam się na to - powiedział w końcu, wciąż stojąc w miejscu.
    - To i tak się wydarzy - mruknął Michael, obejmując się ramionami.
    - Co się wydarzy?! Dlaczego ja nic nie widziałem?! - krzyknąłem, przenosząc wzrok z jednego na drugiego chłopaka.
    - Mówiłem ci, żebyś nie patrzył... - wyszeptał Samuel, nagle ze strachem obserwując moją twarz.
    - Widocznie nie jesteś jeszcze gotowy - albinos spojrzał na mnie z lekkim zastanowieniem - Musisz pogodzić się z przeszłością Aleksandrze.
    - Jestem z nią pogodzony - warknąłem - Co zobaczył Samuel?
    - Przepowiednie - odparł Widzący z lekkim uśmiechem - Spokojnie, w swoim czasie i ty ją ujrzysz.
    Po tych słowach spojrzał w niebo, wyraźnie czegoś szukając. Kiedy niczego nie dostrzegł, ze smutkiem przyjrzał się nam, po czym stwierdził:
    - Zaczyna robić się późno, powinniśmy skończyć na dziś. Niedługo zajdzie słońce, jutro też będzie dzień.
    Po tych słowach, z powrotem znaleźliśmy się w jaskini, z której blondyn do niedawna próbował uciec. Zgodził się na nocowanie w niej, po zagwarantowaniu przez Michaela, że nie ujrzy ponownie przepowiedni w znajdujących się w jej wnętrzu kryształach. Byłem ciekawy co takiego skrywały.
    Nawet teraz przyglądając się jednemu z nich z uporem maniaka, nie mogłem niczego dostrzec. Ociosany, pokryty nieregularnym szronem... promieniował lekką poświatą. Światło zapraszało, by w nie spoglądać, jednak nie obiecywało niczego w zamian. Przynajmniej ja tak to odczuwałem...
    - Idź już spać. Nie chcesz tego widzieć - cichy głos, przytulającego się do moich pleców Samuela, sprawił, że odwróciłem się na chwilę w jego stronę. Chłopak wciąż był blady i zaniepokojony.
    - Co tam zobaczyłeś Sami? - zapytałem, przeczesując jego włosy.
    - Żeby faktycznie nastała nowa era dla Krain Siedmiu Kondygnacji będzie musiało zostać przelane morze krwi Aleks... - wyszeptał blondyn, patrząc tępo w moja klatkę piersiową - Ja... Może obecnie Floressa naprawdę bardziej potrzebuje tyrana jakim jest mój wuj...
    - Sami... żaden lud nie potrzebuje takiego tyrana jak on - pogłaskałem go uspokajająco po ramieniu - Tylu ludzi przez niego zginęło... W imię czego?
    - Możesz nie zdawać sobie na razie z tego sprawy... Lecz w tym wszystkim naprawdę jest cel - słowa Samuela, wywołały u mnie duże zdziwienie. Co mogło być dobrego w masowym ludobójstwie?
    - Sami... - zacząłem, lecz ten przerwał mi przykładając palec do moich ust.
    - Nie rozumiesz... Kiedy to zobaczysz... będziesz wiedział o czym mówię.
    Kiedy umilkł, jego głowa szybko nalazła się na moim ramieniu, a dłonie przyciągnęły mnie mocniej do siebie. Słysząc po chwili miarowy oddech blondyna, uspokoiłem się trochę, po czym na dobre pogrążyłem się w rozmyślaniach.
    Ten dzień przyniósł mi tyle informacji... I spowodował ogromny mętlik w mojej głowie. Tak bardzo pragnąłem to jakoś poukładać...
    Dlaczego ojciec nic nie powiedział mi za życia o tym miejscu? Z opowieści Michaela wynikało, że musiał to być i to nie sam, lecz z moją matką! Może historia ta była zbyt bolesna, zważywszy na jej konsekwencje? Mimo to... te informacje były tak istotne. Co jeśli moją moc można by usunąć dzięki magi przebywającej w jaskini?
    Westchnąłem cicho, sam nie będąc przekonanym do tego pomysłu. Poniósł mnie przez chwilę zbyt duży optymizm. Co dałaby mi wiedza o tym dlaczego... skoro wciąż nie wiedziałem po co? Nie jesteś pogodzony z przeszłością..., słowa Michaela krążyły po mojej głowie, nie pozwalając na pogrążenie się w marzeniach sennych. Akceptowałem moje dziedzictwo, to co spowodowało, że stałem się taki... Rozumiałem śmierć ojca i matki. Do czego więc czułem żal? Kątem oka, zerknąłem na śpiącego koło mnie mężczyznę. Zabiłem tylu ludzi, by on jeden mógł żyć...
    Znieruchomiałem nagle, domyślając się o co mogło chodzić albinosowi. Nie zgadzałem się z samym sobą. Z uczuciem, który nakazywał mi zagarniać czyjeś istnienia, nie myśląc przy tym o konsekwencjach. Z czym byłem niepogodzony? Z tym co robiła ze mną miłość?
    Głęboko zamyślony, odsunąłem złote pasma włosów ze spokojnej twarzy blondyna. Kochałem go. Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Więc dlaczego...? Gdybym tylko mógł oddałbym za niego życie! Kto udzielił ci zgody na decydowaniu o sercach innych ludzi?, przemknęło mi przez głowę. Nagły ukłucia bólu, spowodowały, że odetchnąłem głęboko. Nie powinienem tego robić. Mimo to... wiedziałem, że nie raz jeszcze spotkają mnie podobne sytuacje. Ktoś będzie musiał zginąć, by Samuel mógł żyć. On... Jego istnienie sprawiało, że życie wszystkich siedmiu krain miało ulec zmianie!
    Kiedy tylko zdałem sobie z tego sprawę, zewsząd otoczyło mnie błękitne światło. Chłonąc je całym sobą pogrążyłem się w urywanych wydarzeniach, które do niedawna tak znacząco wyryły się w duszy Księcia Floressy.



***************************

Kolejna część dopiero co napisana, więc z góry przepraszam za wszystkie błędy! Ten miesiąc będzie ciężki dla mnie, choć dużo osób ma pewnie wolne (ach matury, matury jednym przynoszą cierpienie innym chwilową wolność!). Oczywiście maturzystom życzę powodzenia (o ile jacykolwiek tutaj bywają). Matura to bzdura, więcej strachu niż pożytku, ale i tak trzymam za was kciuki!
Dziękuję za wszystkie komentarze (jejku Basia, gdybym dzisiaj nie zobaczyła twojej notki, prawdopodobnie dokończenie tego rozdziału stałoby pod dużym znakiem zapytania!), reakcje i same wejścia (tak, ciągle jestem w szoku, że ten  blog ma jakieś wyświetlenia). Po tej makabrze zwanej sesją, postaram się bardziej popracować nad swoim warsztatem pisarskim. Zresztą... mam masę pomysłów! szczerzy ząbki
Co do opowiadanka. W następnym rozdziale dowiemy się trochę o przepowiedni (kto się ciesz? Ja na przykład jestem mega ciekawa na co wpadnie moja głowa, bo tą część całej historii aż do dzisiaj pozostawiałam nie rozwinięta, żeby mogła maksymalnie zastanowić i w przyszłości was zaskoczyć!), a tymczasem spanko, nauka, kawa i więcej kawy! 

Dużo uścisków i buziaków!
~ Arashi





31 maja 2020

Kroniki siedmiu kondygnacji (15)

ROZDZIAŁ 15
ŻYCIE I ŚMIERĆ SĄ NIEROZŁĄCZNE 




Prażące promienie słońca bezlitośnie parzyły plecy, nie pozwalając na szybsze poruszanie się. Do tego ten piasek... był wszędzie. Co prawda otoczeniu daleko było do pustyni, jednak posiadało niektóre z  jej cechy. Suchość, ciężkość i niepokój wywołany zbyt wysoką temperaturą. Czułem się tak spragniony... Od kilku godzin nie mogłem myśleć o niczym innym niż wodzie. Stanowiła ona swojego rodzaju obsesję, przez co wędrówka stała się jeszcze bardziej cięższa.
    Moje ruchy były otępiałe, a myślenie nietrzeźwe, oderwane od rzeczywistości. Ledwo zauważyłem jak idący przede mną blondyn opada nagle na kolana i zaczyna być okładany kopniakami przez jednego z bandytów. Z początku pomyślałem, że to wizja wywołana zmęczeniem. Słysząc jednak jęki chłopaka, przeraziłem się zaistniałą sytuacją.
   - Szybciej niedorajdo! - warczał bezlitośnie Marczenko, kopiąc kulącego się na ziemi Samuela.
   - Zostaw go potworze! - wrzasnąłem, z  rozpaczą podbiegając do chłopaka, by po chwili uklęknąć tuż przy nim. Kolejne uderzenie mogło go zabić!
   - Zmuś mnie panienko - brodacz rzucił mi parszywy uśmiech, tylko po to by zamachnąć się pięścią. Prawie dotknąłby mojego policzka, gdyby Sami nie podniósł się nagle i nie przygarnął mnie do swojej piersi. Kiedy bandyty natrafiła w pustkę, wrzasnął ze wściekłości. Nie zdążyłem poczuć jego kolejnego pchnięcia, ponieważ już po paru sekundach leżałem przyciskany do ziemi przez słabe ciało Księcia Floressy.
    - Sami puszczaj! - warknąłem, wierzgając nogami. Jeśli ten człowiek aż tak pragnął śmierci, zamierzałem mu ją dać! W tym położeniu byłem jednak zupełnie bezradny. Każde z uderzeń Marczenko odczuwałem także i ja, lecz przez ciało chłopaka. On tak cierpiał! Blondyn choć ciężko ranny, osłaniał mnie, przyciskając teraz kurczowo głowę do mojej szyi. Jęczał z bólu, mimo to nie podnosił się. Czułem jak drży. Jego oddech był tak ciężki i rozpaczliwy. Poczułem jak atakuje mnie fala gorąca. Miałem ochotę rozerwać atakującego go mężczyznę na kawałki. Nie mogłem pogodzić się z sytuacją, w której się znaleźliśmy. Barbarzyństwo podkute żądzą złota.
    Wrzasnąłem nagle, czując jak but oprawcy dotarł i do mojego ciała. Samuel widząc to, tylko ciaśniej przylgnął do mnie. Głupek! Martwił się bardziej o mnie, niż o siebie, a to on był w gorszym położeniu! Z każdą chwilą czułem, jak jego uchwyt słabnie. Zapłakałem gorzko. Chłopak upadł najpewniej z powodu wyczerpania. Szliśmy bez przerwy od dwóch dni, nie robiąc prawie żadnych postoi po drodze. Dostawaliśmy tyle wody co kot napłakał, a klimat Ignis nie należał do najlżejszych. Nie dziwiłem się dlaczego Samuel tak szybko osłabł. Powinien odpoczywać we wygodnym łożu, a nie być kopany przez człowieka, który chce sprzedać jego głowę!
    - Na litość króla Floressy! Ten człowiek do niedawna leżał na wpół umierający, za chwilę wykrwawi się przez ciebie na śmierć! - warczałem, próbując zrzucić z siebie ciężkie ciało Samuela, by jak najszybciej ukrócić jego męki i zabić człowieka, który przyczynił się do pogorszenia jego stanu. Po paru nieudanych próbach wrzasnąłem w akcie desperacji - Martwy wam się do niczego nie przyda!
    Uwaga ta spowodowała, że mężczyzna minimalnie zawahał się przed kolejnym kopnięciem. Z całej szajki to właśnie Marczenko był najgorszy. Postawny mężczyzna o dość sporej tuszy był bezlitosny i nigdy nie chodził na ustępstwa. Kiedy wpadał w furię... nawet dowódca grupy nie mógł go zatrzymać. Patrząc teraz na Samuela swoimi czarnymi jak węgiel, świńskimi oczami pewnie planował w jaki inny sposób zmotywować Księcia Floressy do wstania. Zadrżałem. Nie chciałem poznawać tych myśli.
    - Dajcie nam trochę odpocząć - powiedziałem, przyciskając do siebie blondyna - Doprowadzę go w tym czasie do porządku. On potrzebuje wody i jedzenia inaczej nie pociągnie zbyt długo - dokończyłem cicho, ze smutkiem obserwując jak krew z rany chłopaka, spływa po mojej klatce piersiowej. Szrama powinna się już dawno zabliźnić...
    - Niech będzie! - warknął Flinch, obserwujący całą sytuację z ubocza - Jednak jeśli tego nie zrobisz, szybko pozbędę się twojej głowy i każę ją rzucić świniom na pożarcie - zagroził, patrząc na mnie lodowatym wzrokiem - Straciliśmy już wystarczająco dużo czasu! - krzyknął, po czym zrezygnowany stanął na uboczu. Mężczyzna w odróżnieniu od reszty oddziału nie wyglądał na wojownika. Posiadał długie, czarne włosy przetykane siwizną i związane koński ogon. Jego wątła sylwetka bardziej wskazywała na jego zwinność niż siłę. Najbardziej przerażało mnie spojrzenie mężczyzny, które niezależnie od sytuacji nie wyrażało emocji poza bezwzględnym okrucieństwem. Wojna rodziła szpetnych ludzi.
    Obserwując jak reszta grupy oddala się minimalnie od nas, Samuel spełzł ze mnie, by z drżeniem mięśni opaść na suchą ziemię.
    - Nic ci nie jest? - zapytałem cicho, oglądając jego bandaże. Nie spodobało mi się to co pod nimi ujrzałem. Z rany sączyła się nie tylko krew, ale i żółtawa maź - Powinien obejrzeć cię medyk - wyszeptałem, spoglądając w jego uśmiechającą się z bólu minę.
    - Dobrze wiemy, że nie mogę na nikogo takiego liczyć - powiedział chłopak, chwytając moją dłoń. Czując jak jego palce drżą, zmartwiłem się.
    - Mógłbym prosić o wodę? - zapytałem, stojącego niedaleko nas chłopca. Jego wygląd wciąż mnie przerażał. Wydawał się być prawie przezroczysty na tle suchego klimatu Krainy ognia. Jedynym kolorem, którym oznaczało się jego ciało były czerwone plamy, powstałe najwyraźniej w skutek oparzeń.
    Chłopak skinął tylko głową, po czym odszedł w kierunku swoich przełożonych. Wydawał się być najbardziej ludzki z całego złodziejskiego grona. Nie chcąc marnować czasu, rozdarłem krawędź swojej bluzki na równe pasy materiału, po czym zacząłem związywać je lekko ze sobą. Miałem nadzieję, że chociaż to wystarczy.
    - Co z nim? - usłyszałem melodyjny głos ducha, podającego mi wodę, o którą prosiłem chwilę temu.
    - Nie najlepiej - powiedziałem, zaciskając usta we wąską linię, po czym chwyciłem bukłak z wodą, tak by nie dotknąć młodzieńca. Było przed nim całe życie... - Dziękuję - wyszeptałem, nie patrząc na chłopca, zbyt skupiony obmywaniem rany Samuela i obwiązywaniem jej czystymi bandażami.
    - Nie ma za co - odpowiedział z lekkim uśmiechem - To idioci, niedługo przestaną wam dokuczać - słowa chłopaka wywołały u mnie dreszcz. Nim zdążyłem je skomentować, już go nie było. Zdziwiony dostrzegłem tylko jak podchodził do reszty grupy i mówił o czymś z zaangażowaniem.
    Zmarszczyłem ze zdziwienia brwi. W co grał ten chłopak?
    - Aleks... - usłyszałem słaby szept Samuela, próbującego usiąść.
    - Zaczekaj Sami, zaraz ci pomogę - powiedziałem, opiekuńczo obejmując jego ramiona, by unieść go lekko do góry - Masz i pij. Nie wiadomo, kiedy dostaniemy więcej - powiedziałem, podając blondynowi pełny do połowy bukłak.
    - Najpierw ty... - usłyszałem, a widząc dziecinny upór malujący się na jego twarzy, dla świętego spokoju wziąłem dwa łyki wody, po czym szybko oddałem mu naczynie, by nie wypić więcej. Kiedy tylko przyjemnie chłodna ciecz spłynęła po moim gardle, westchnąłem z rozkoszy. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek ucieszy mnie coś tak prostego i za razem niezbędnego.
    Widząc jak blondyn łapczywie pije, uśmiechnąłem się pod nosem.
    - Jeszcze raz będziesz próbował uratować mój tyłek, a obiecuję, że skończysz w najciemniejszej z celi w lignijskim zamku zaraz po zakończeniu wojny- powiedziałem, obserwując go poważnie. Nie powinien się dla mnie tak poświęcać. A już w szczególności nie teraz. Nie kiedy był jedyną nadzieją dla swojego państwa, a kondycja jego ciała pozostawiała wiele do życzenia.
    Chłopak zmierzył mnie uważnym spojrzeniem, po czym drżącą dłonią oddał mi pusty bukłak.
    - Nie dam rady iść dalej - wyszeptał, wyciągając przed siebie dygoczącą rękę. Odetchnąłem głęboko.
    - Zajmę się nimi. Nie musisz tego robić, za chwilę  będziesz mógł odpocząć - powiedziałem, zimno obserwując swoje potencjalne ofiary.
    - Jest ich zbyt dużo - mruknął Sami, przyciągając moją rękę do siebie i głaszcząc ją kciukiem - Poza tym... poczucie winy zniszczyłoby cię.
    - Zabiłem już tylu ludzi... Naprawdę myślisz, że ta grupka coś zmieni? - zapytałem drżącym głosem.
    - Nie myślę, ja to wiem - powiedział cicho, ściskając moją rękę.
    Zapatrzyłem się ze zdziwieniem w chłopaka. Skąd mógł być tego taki pewien?
    - Wyruszamy dalej! - usłyszałem nawoływanie Flincha.
    - Skoro nie mogę ich zabić, musisz wstać - mruknąłem niezadowolony, zakładając sobie ramię chłopaka za szyję - Spróbuj nie wykonywać gwałtownych ruchów, ta rana tego nie zniesie.
    Jakby a potwierdzenie moich słów, dotknąłem delikatnie bandażu pokrywającego tors chłopaka. Jak szybko znów stanie się czerwony?
    - Spróbuję - powiedział bez sił, łaskocząc swoim oddechem moje ucho. Zaciskając usta we wąską kreskę, ruszyłem wraz z Samim żółwim tempem za resztą szajki. Nie podobała mi się ta sytuacja. W końcu to był mój trzeci raz, kiedy to zostałem porwany. Moje życie jest bardzo monotematyczne....
    Wlekliśmy się w ten sposób przez cały dzień aż do zapadnięcia zmroku, kiedy to zdesperowanym głosem ogłosiłem, że Samuel de Germanii nie zrobi ani jednego kroku, dopóki nie prześpi chociażby sześciu godzin. Ku mojemu zdziwieniu, prośba została zaakceptowana przez samego dowódcę. Widocznie nie tylko my byliśmy zmęczeni. Już po jakimś czasie leżałem niedaleko ognia (ignijskie noce były dość chłodne), wtulony w oddychającego głęboko blondyna. Planowałem nie spać przez całą noc, by pilnować naszego bezpieczeństwa, jednak już po paru minutach moja świadomość rozpuściła się w sennej czerni. Nie zdawałem sobie sprawy, że byłem aż tak zmęczony!
    Ocknąłem się dopiero rankiem, który był już niemal południem. Na początku w ogóle nie widziałem gdzie jestem. Ocuciła mnie dziwna cisza. Zdziwiony usiadłem, by rozejrzeć się na boki. To co ujrzałem zmroziło mi krew w żyłach. Marczenko, Flinch i ich towarzysz Sakan leżeli nieprzytomni z podciętymi gardłami. Dopiero w tej chwili do moich nozdrzy dotarł metaliczny zapach krwi. Pod wpływem nagłych mdłości odszedłem na bok, by opróżnić z resztek wody mój i tak pusty brzuch. Kiedy zdołałem opanować targające mną torsje, szybko podbiegłem do Samuela, by upewnić się, że wciąż żyje. Odetchnąłem z ulgą, widząc jego miarowy oddech. Musieliśmy być wykończeni, skoro ominęła nas ta rzeź.
    - Sami wstawaj - mówiłem, rozglądając się na boki. Co jeśli zabójca wciąż był w okolicy? Słysząc ciche pomruki sprzeciwu, zacząłem z paniką wypluwać kolejne słowa- Później sobie pośpisz. Nie mamy na to czasu, musimy stąd jak najszybciej odejść...
    Przez zdenerwowanie, jakie mi się udzieliło, chłopak usiadł szybko. Widząc brutalną scenę, wstał szybko i ruszył w kierunku jednej ze ścieżek. Chwyciłem go za rękę, jakbym przez to mógł go ochronić przed potencjalną śmiercią.
    - Kto to zrobił? - zapytał nerwowo Sami, oddychając przerywanie.
    - Ja - nagły melodyjny głos rozbrzmiał za naszymi plecami. Odwróciwszy się szybko, dostrzegłem białowłosego chłopca, który towarzyszył szajce - Królu, Panie... - skinął kolejno Księciu Floressy i mnie, po czym uklęknął na jedno kolano, opuszczając przy tym wzrok na ziemię.
    - Co to wszystko ma znaczyć? - zapytał zdumiony blondyn, opierając się ciężko o moje ramię.
    - Proszę tylko o zaufanie i czas, by móc wam wszystko wyjaśnić - powiedział duch, posyłając nam ciepły uśmiech.
    - Właśnie zabiłeś trójkę ludzi - zauważyłem z kamienną miną - Dlaczego miałbyś zasłużyć na zaufanie?
    Chłopiec posmutniał lekko, po czym wstał i zaczął zbierać porozrzucane bagaże, które mogły przydać się w dalszej wędrówce. Obserwowaliśmy go przez chwilę, nie wiedząc jak powinniśmy zachować się w tej sytuacji. Była ona zbyt absurdalna.
    - Było to konieczne, inaczej oni zabiliby was. Nie mogłem do tego dopuścić. Przepowiednia musi się ziścić - z każdym następnym słowem chłopca, rozumiałem coraz mniej. Nie byłem najwyraźniej jedyny, ponieważ już po chwili usłyszałem głos Samiego:
    - Przepowiednia?
    - Nie tutaj, proszę - zaczął mówić gorączkowo białowłosy, wręczając nam dwa pakunki, a samemu zarzucając na barki kolejne trzy - Nie jesteśmy tutaj bezpieczni. Znam bardziej odpowiednie miejsce... Jeśli pójdziecie za mną...
    - Żebyś mógł nas zabić w śnie? - rzuciłem z chłodem.
    - Myślę, że ty byłbyś w stanie pozbawić mnie życia o wiele szybciej niż ja ciebie Aleksandrze de Francoisus - powiedział, uśmiechając się słabo. Widząc szok malujący się na mojej twarzy dodał - Ja... Wiem o was wszystko. Mogę wam to wyjaśnić, tylko błagam nie tutaj. Pójdziecie ze mną?
    Spojrzałem na Samuela, chcąc znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. To wiem o was wszystko, które wypowiedział chłopak... Zjeżyło mi włosy na całym ciele, a serce wprawiło w o wiele szybsze tempo. Przepowiednia...
    - Pójdziemy - blondyn podjął decyzję, patrząc mi prosto w oczy. Towarzyszący nam młodzieniec odetchnął z ulgą, po czym ruszył tylko sobie znaną drogą.
    Nasza podróż trwała cały dzień. Dopiero pod wieczór dopadły mnie wątpliwości. Dokąd zmierzaliśmy? Dlaczego trwało to tak długo? I najważniejsza: Kim był chłopak, który nas prowadził? Na oko wyglądał jak dziecko z dość intensywnymi poparzeniami. Jasny, wychudzony... jednak w jego oczach jawił się spokój i swojego rodzaju mądrość. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć. Choć nawet nie znałem jego imienia, wiedziałem, że nie zrobi nam nic złego.
    Kiedy słońce dotarło do horyzontu, znaleźliśmy się w ignijskiej wiosce - Akhanie. Jak później okazało się, położona była niedaleko granicy z Floressą. Z tego powodu było tutaj o wiele więcej drzew i innego rodzaju roślinności, a tutejsza ludność ubierała się cieplej niż przeciętny Ignijczyk. Po znalezieniu gospody z trzyosobowym pokojem, nareszcie mogliśmy trochę odetchnąć, napić się i najeść do syta oraz obmyć ciała. Szczególnie ostatnia czynność wyjątkowo mnie ucieszyła. Siedząc na łóżku, czułem się teraz dzięki temu niezwykle rześko.
    Pokój który wynajęliśmy za monety ukradzione rozbójnikom nie był zbyt duży i przypominał taki, znajdujący się w każdej przeciętnej tawernie. Pod ścianą szeregowo ustawiono trzy łóżka z materacami wypchanymi słomą. Okrycia w postaci zielonkawych koców, okazały się być pewnym podwyższeniem standardów przeciętnej noclegowni.
    Uśmiechnąłem się lekko czując ostatnie promienie słońca na swojej twarzy. Dobiegały one z jedynego okna, jakie znajdowało się tutaj. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że przeżyłem wojnę. Było tak blisko... A teraz mogłem z powrotem rozkoszować się ciepłym słońcem.
    Nagła wdzięczność zalała moje serce. Pomimo tych wszystkich niewiadomych, niepewności związanych z ponownym ujrzeniem Elizy, Franka i Ericka... Kątem oka zerknąłem na oddychającego głęboko Samuela, który leżał na łóżku, ustawionym zaraz pod ścianą. Żył... choć jego stan nie poprawiał się przez brak odpoczynku.
    Wstałem ze swojego posłania, by usiąść przy śpiącym Księciu Floressy. Kąciki moich ust uniosły się, widząc jak po jego policzku spada strumyczek śliny. Był tak niewinny i dobry...
    - Dokona w przyszłości wielkich czynów - usłyszałem melodyjny głos chłopca, który właśnie wszedł do pokoju. Nie patrząc na niego, odgarnąłem delikatnie włosy, zasłaniające czoło Samiego.
    - Skąd o tym wszystkim wiesz? - zapytałem cicho, odwracając wzrok od blondyna, by spojrzeć na chłopca.
    - Wszystkiego dowiecie się, kiedy dotrzemy na miejsce - powiedział, kładąc się na łóżku pod oknem.
    - Jak długo nam to zajmie? Wiem, że to miejsce jest dla ciebie istotne, ale... Nie mamy czasu na to wszystko. Nasi przyjaciele zostali na dworze Króla Ignis, moja rodzina jest więziona u Króla Floressy... Im wszystkim grozi niebezpieczeństwo. Zrozum, że to co wiesz, mogłoby już teraz im pomóc.
    Białowłosy przez jakiś czas leżał obrócony do mnie plecami. Po chwili odwrócił się jednak, by spojrzeć na mnie z powagą.
    - Przykro mi, lecz nawet jeśli teraz ruszylibyśmy odzyskać te osoby... Nic by to nie zmieniło. Historia potoczy się w ten sam sposób Aleksandrze.
    Zmroziła mnie pewność kryjąca się za słowami chłopca. To nie pierwszy raz, kiedy to wydał mi się starszy, niż wskazywałby na to jego wygląd. Nie zadając więcej pytań, położyłem się do swojego łóżka, szybko zapadając w sen.

***

    Wiedziałem, że śnię, mimo to nie mogłem dopuścić do tego swojej myśli. Scena, która jawiła mi się przed oczami bezwzględnie rozczuliła mnie i sprawiła, że pragnąłem pozostać w tym ciepłym miejscu. Znajdowałem się w komnacie z wielkim łożem. Wygodny materac, na którym leżałem ogrzewany był nie tylko przez moje ciało, ale i Samuela, który leżał tuż koło mnie. Patrzył z przepełniającym go ciepłem i radością, ściskając w ręku mały pakunek.
    Z zainteresowaniem oparłem głowę o ramię chłopaka, by zerknąć co jest aż tak cenne i wywołuje u niego takie emocje. Ze zdziwieniem moim oczom ukazało się gaworzące dziecko. Na początku ogarnęła mnie ślepa radość. Po chwili jednak zastąpił ją ból i cierpienie. Wiedziałem, że będzie musiał mieć dziedzica, którego ja nigdy mu nie dam, lecz...  
    Obudziłem się z łzami spływającymi po policzkach. Dlaczego mój umysł tworzył nowe zmartwienia? Nie miałem wystarczająco tych związanych z bieżącymi wydarzeniami?
    Niczym małe dziecko, wstałem z łóżka, by położyć się tuż obok Samiego. Czując jak jego ramiona przygarniają mnie do siebie, wyszeptałem krótkie:
    - Nie zostawiaj mnie.
    - Nigdy - usłyszałem, po czym poczułem delikatny pocałunek na swoim czole, mający najwyraźniej potwierdzić półprzytomne słowa chłopaka. Westchnąłem, wtulając się w jego ciepłe ciało.

***

    Po paru kolejnych dniach wędrówki, zupełnie zapomniałem o tym, że niedawno uczestniczyłem w walce, w której zginęło tysiące wojowników. Wszystko zdawało się wracać na właściwe tory. Stan Samuela polepszał się. Nie groziło nam niebezpieczeństwo i choć mogło ono pochłonąć naszych przyjaciół, białowłosy chłopak zapewniał nas, że są bezpieczni. Wierzyłem mu, choć nie wiedziałem dlaczego.
    Dopiero po dłuższym otaczaniu się gęstymi lasami oraz znacznym obniżeniem się temperatury, doszedłem do wniosku, że znajdujemy się niepokojąco blisko ziem związanych z moim dzieciństwem. Kiedy podzieliłem się tym spostrzeżeniem z naszym przewodnikiem, uśmiechnął się on tylko delikatnie, po czym oznajmił, że pod koniec dnia, powinniśmy nareszcie dotrzeć na miejsce naszej wyprawy. Denerwowałem się tym co może mnie spotkać. A jeśli to zasadzka? Już w jednej braliśmy udział. Nie zdziwiłbym się, gdyby i teraz...
    - To tutaj - usłyszeliśmy, kiedy dotarliśmy do wielkiego, ułożonego z kamieni muru.
    - Ale to przecież... - zacząłem słabo, a białowłosy ruszył wzdłuż konstrukcji, znikając nagle za jednym z kamieni, które znajdowały się u jej podstawie. Trzymając Samiego za rękę, ruszyliśmy za chłopcem. Jak się okazało, pod murem znajdował się wąski tunel wydrążony w skale. Idąc ciemnym korytarzem, spodziewałem się jakiejś zasadzki, jednak nic takiego nie nadeszło. Zamiast tego ujrzeliśmy błękitną poświatę, która wraz z zagłębianiem się w ziemi, przybierała na sile.
    - To kryształy! - krzyknął zdumiony blondyn, rozglądając się na boki z podziwem. Było na co patrzeć. Szklane kamienie emanowały delikatnym światłem, przez co otoczenie wydawało się nad wyraz magiczne. Po środku pomieszczenia, znajdował się ogromny, kamienny stół, na którym siedział teraz białowłosy. Uśmiechał się lekko w naszym kierunku, co jakiś czas wzdychając z przyjemności. Energia jaką dawały kryształy, była zaskakująca. W jednej chwili, wszystkie moje problemy oddaliły się, chłonąłem chwilę całym sobą, zbyt obawiając się, że jest ona tylko snem.
    - Usiądźcie, proszę - chłopiec gestem wskazał na stworzoną ze skały ławkę, umieszczoną naprzeciwko stołu. Posłusznie zajęliśmy miejsca, po czym z zaciekawieniem chłonęliśmy melodyjne słowa białowłosego - Przepraszam, że przez ten czas nie przedstawiłem się wam. Zbyt obawiałem się, że możemy być śledzeni przez kogoś niepożądanego, a sekret nie mógł wyjść na jaw. Nazywają mnie Michaelem i jestem Strażnikiem Tajemnicy. Waszej tajemnicy - dodał po chwili, uważnie nas obserwując - Rozumiem, że nie wszystko może wydawać wam się klarowne. Pewnie czujecie się teraz zagubieni, lecz to najlepszy czas na to byście poznali prawdę oraz kryjącą się za nią przepowiednię.
    - Jaką prawdę? - przerwałem mu zbyt zniecierpliwiony jego przedłużającą się mową.
    - Prawdę o tobie i Samuelu - powiedział z powagą - Prawdę o śmierci i życiu, które na wieki już były i będą nierozłączne.


***************************
Hejka!
Na starcie chciałabym wszystkich przeprosić za dość krótki rozdział. Jest on bardziej przechodni i mało wyjaśnia tak na prawdę (chwilowo jestem uwięziona przez widmo sesji, dlatego tak to wygląda). Za tydzień będzie dłuższy (a przynajmniej mam taką nadzieję >//////<)! 
Dziękuję za wszystkie komentarze i reakcję oraz za odwiedzanie tego miejsca, to chyba tylko dzięki wam udało mi się publikować Kroniki regularni już przez cały miesiąc <3
A teraz wybaczcie,ale pora pozaliczać parę kolosów znika w odmętach ciężkiej literatury.
Bez odbioru i do następnego!
~ Arashi