05 sierpnia 2019

Kroniki siedmiu kondygnacji (11)


ROZDZIAŁ 11
OGNISTA KSIĘŻNICZKA



Wracając samotnie z sali bankietowej przez duże i ciemne korytarze igniskiego zamku kompletnie nie wiedziałem, czego mógłbym się spodziewać po królu Krainy Ognia. Zastanawiało mnie czy przyjmie propozycję Samuela i jak w całej tej sytuacji postrzega mnie jako sprzymierzeńca Floressy. Intuicja podpowiadała mi, że na pewno wie więcej o moim umotywowaniu niż powiedział o tym publicznie. Nic dziwnego, w końcu każdy Ignijczyk poza granicami swojego kraju, był traktowany jak wąż – podstępny i tajemniczy. Ogólnie mało kto ufał ognistym obywatelom. Ja natomiast na swój sposób podziwiałem ich. W ich wypadku sam sposób zachowania się w określonych sytuacjach znacząco odbiegał od normy. Weźmy chociażby tradycję ożenku w tych stronach. Jeśli para decydowała się na ślub miała obowiązek zachowania tego dla siebie, by w ten sposób nie ulegać wpływom własnych rodzin. Dopiero kiedy przypieczętowali swój związek, zrobieniem sobie tradycyjnych kolczyków (przebijających lewą brew), mogli podzielić się radosną informacją z krewnymi. Co ciekawe tradycja ta nijak miała się do rzeczywistości na dworach królewskich, w których to związek zawsze był planowany przez królewską parę i najczęściej miał na celu odegrać polityczne znaczenie. Sam nie wiedziałem, czy było to słuszne, czy też nie. W Lignie planowano małżeństwa nawet w niższych sferach społecznych, więc dla Liginjczyków było to całkowicie normalne.
Zresztą... czemu myślałem o ślubach? W końcu prawdopodobnie to książę Floressy miał posiąść za żonę tutejszą księżniczkę. Ciągle nie wiedziałem jaką tajemnicę skrywała ów niewiasta, jednak połączenie rodu Germanii i Fahler byłoby najrozsądniejsze w ów sytuacji...
Nagle ogarnął mnie smutek na wspomnienie przyszłości Samuela beze mnie. Nie chciałem odpuszczać sobie tego co pomiędzy nami zaszło. Nie wiedziałem, czy nie wyolbrzymiam naszej zażyłości, jednak... przywiązałem się do niego. Pokochałem jego uśmiech, dotyk i to w jaki sposób patrzył na świat. Dlaczego więc musiałem z niego rezygnować?
Spojrzałem na posępny obraz przedstawiający rodzinę królewską. Piękna kobieta z długimi włosami stała tuż obok króla Ignis. Wyglądała na o wiele młodszą od niego i stanowiła wierną kopię tutejszej Królowej. Księżniczka Viktoria... Wyglądała na piękną, młodą kobietę. Jej długie, czarne włosy sięgały niemal do pasa bardzo szczupłej sylwetki. Niezwykle delikatna twarz ozdobiona była małymi ustami, drobnym, prostym nosem i ciemnymi jak węgiel oczami. Chciałbym zobaczyć ów personę na żywo, ponieważ osobiście wątpiłem w urodę dziewczyny. Mogłaby okazać się wyobrażeniem malarza, a nie rzeczywistym odzwierciedleniem... Chociaż... słyszałem różne plotki na temat piękna ignijskiej księżniczki. I żadna z nich nie mówiła niepochlebnie o jej urodzie.
Nagłe kroki przerwały moje rozmyślania. Obróciłem się szybko, a w moim kierunku biegła jakaś postać w długiej do ziemi pelerynie. Zlękniony, przybliżyłem się jak najbliżej ściany, by tylko ów persona nie ucierpiała na naszym spotkaniu. Ta jednak, gdy zobaczyła mnie, stanęła raptownie i zaczęła mi się uważnie przyglądać. Chciałem się dowiedzieć kim była, jednak ciemność w jakiej pogrążony był korytarz, skutecznie mi to uniemożliwiał. Nim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, postać uciekła do odbiegającego z prawej strony korytarzu. Zamrugałem parę razy oczami, chcąc się w ten sposób upewnić, że to nie są żadne przywidzenia.
- Pora iść spać Aleksandrze, bo zaczynasz mieć halucynacje ze zmęczenia – mruknąłem sam do siebie, po czym udałem się do swojej komnaty na spoczynek.

***

- Dzień dobry książę – przywitał się ze mną Erick, zajadając się kromkami chleba z masłem i miodem – Jak się spało?
- Dzień dobry – przywitałem się, wciąż będąc na wpół przytomny. Dzisiejszy poranek stanowił dla mnie moment kryzysowy, ponieważ wielkie łoże, w którym przystało mi spać, było tak wygodne, że mimo największych chęci nie mogłem się z niego podnieść. Ostatecznie zmusiłem się do tego i ruszyłem z powrotem do wielkiej sali na śniadanie. Siadając przy stole rozejrzałem się na boki, chcąc jak najszybciej zobaczyć księcia Floressy. Kiedy ujrzałem go koło Franka, kompletnie zatraconego w rozmowie, uśmiechnąłem się lekko, po czym zerknąłem na stół. Nie miałem apetytu. Choć leżały tutaj najróżniejsze owoce, biszkopty, sery i mięsa, nic nie wydało mi się wystarczająco zachęcające by to zjeść. Po dłuższej chwili namysłu wybrałem filiżankę kawy i mały kawałek biszkopta. Ciasto było bardzo słodkie. Na szczęście gorzkość czarnego naparu odpowiednio go równoważyła.
- Widzę, że nie jesteś dzisiaj zbyt rozmowny – zauważył rudzielec, pochłaniając kolejną kromkę.
- Zawsze jestem nie do życia od rana – mruknąłem bez zbytniego zaangażowania. Po dwóch gryzach ciasta, wiedziałem już, że nie było siły, która sprawiłaby, że dokończyłbym je jeść. Od wczoraj czułem dziwne wiercenie w brzuchu. Byłem poddenerwowany i na swój sposób smutny. Jako główny powód tych wszystkich emocji obrałem zmianę klimatu. Jak przystało na Ignis było tu bardzo ciepło. Temperatury często przekraczały trzydzieści parę stopni, co w Lignie nigdy się jeszcze nie zdarzyło. Suche jak wiór powietrze, sprawiało, że na zewnątrz miałem trudności z oddychaniem. Tak... zdecydowanie negatywnie odbierałem zmianę klimatu.
- Może przejdziemy się później po ogrodzie? – zaproponował Frank z drugiego kąta stołu – podobno królewski ogród nie dorównuje żadnemu innemu w Ignis.
- W takim cieple rosną jakieś rośliny? – zdziwiłem się, odsuwając od siebie filiżankę i talerzyk z biszkoptem. Najchętniej nie ruszałbym się ze swojego pokoju, kiedy na dworze była tak wysoka temperatura.
- Ogród jest stale nawadniany. Rosną tam przepiękne, wielobarwne kwiaty, których nie spotkasz w Lignie czy Floressie.
- Hm... – mruknąłem – Może faktycznie warto go zobaczyć.
Wstałem od krzesła, widząc, że wszyscy skończyli już jeść, po czym zapytałem:
- Idziemy?
- Frank, ale mieliśmy obmówić taktykę... – zaczął Erick, widząc jak wojownik razem z Samuelem podchodzą do mnie.
- Faktycznie... – mruknął pod nosem, rozglądając się na boki. Ani trochę nie potrafił grać zakłopotania – Poradzicie sobie sami? – spojrzał na mnie z błagalnym spojrzeniem. Zerknąłem na Ericka, po czym na Frank. Cwane lisy.
- Tak, powiedzcie tylko, którędy powinniśmy się kierować.
Kiedy tylko wytłumaczyli nam trasę, wyszliśmy z chłodnego korytarza na werandę, z której kamienne schody prowadziły do rozległych, ignijskich ogrodów. Ku mojemu zdziwieniu miejsce to nie było wypłowiałe i suche. Dorodne kwiaty zachwycały mnogością swoich kolorów i kształtów. Oprócz nich z rozmaitych pali zwisały różne liany (również upiększone kwieciem), które wiły się po nich, tworząc w ten sposób niesamowity korytarz, dający nie tylko cień, ale i ożywczy zapach przechodzącym przez niego spacerowiczom.
- Nie wierzę, że daliśmy się wykiwać – usłyszałem pomruk Samuela, podchodzącego do jednego z wielu mostków, przez które przebiegała miniaturowa rzeczka.
- Przynajmniej zobaczmy przyjemne widoki – powiedziałem niemrawo, wlekąc się za nim. Pomimo cienia rzucanego przez większe rośliny, umierałem z gorąca. Konieczność noszenia przeze mnie długich rękawic i zabudowanie całego ciała ubraniami uszytymi z grubego materiału, sprawiła, że moje ciało przegrzewało się w ignijskim klimacie już od małego wysiłku.
- Nie jest ci zbyt gorąco? – zapytał Sami z nutką zmartwienia w głosie – Może wrócimy do środka i...
- Chciałem zobaczyć jeszcze co jest za tą rzeczką – mruknąłem, nie patrząc na wyraz jego twarzy. Tak naprawdę pragnąłem pobyć choćby minutę dłużej sam na sam z księciem Floressy. Brakowało mi kontaktu, jaki mieliśmy zanim przekroczyliśmy granicę Ognistej Krainy. Może i byłem w tym wszystkim samolubny, jednak nie mogłem od tak przestać o nim myśleć. W przyszłości będzie miał żonę i gromadkę dzieci. Wiedziałem, że nie ma w tym wszystkim miejsca dla mnie, ale...
- To może zdejmij chociaż z siebie te rękawice? – zaproponował, idąc we wskazanym przeze mnie kierunku.
- A jeśli ktoś... – zacząłem, niezbyt przekonany do pomysłu chłopaka.
- Jesteśmy tutaj sami. Nikt nie ucierpi Aleks, dopilnuję tego – usłyszałem ciepły głos blondyna. Westchnąłem ciężko, po czym zdjąłem płachty grubej skóry ze swoich rąk. Kiedy tylko ich powierzchnia zetknęła się z chłodnym (dla nich) wiatrem, poczułem dużą ulgę. Włożyłem rękawice do tylnej kieszeni, po czym poszedłem za Samuelem do miejsca, w którym rzeka tworzyła małą meandrę. Znajdowała się tu ławka położona w cieniu i sporo pomarańczowych kwiatów, przypominającym swym wyglądem słoneczniki.
- Piękne! – krzyknąłem, podbiegając do kwiatów i pochylając się nad nimi. Patrzyłem oczarowany na rozłożone promieniście pomarańczowe płatki, które wyrastały z czarnego kręgu. Kontrast jaki dawały wobec zielonej trawy, stanowił jeden z piękniejszych widoków, jaki do tej pory ujrzałem w Krainie Ognia – Wyglądają jak małe kule ognia.
- Faktycznie... – usłyszałem szept księcia Floressy tuż nad moim, prawym uchem.
Obróciłem się gwałtownie, w reakcji na niespodziewany szelest. Gdyby nie nagły uchwyt blondyna, z pewnością przygniótłbym piękne płatki. Stałem więc zszokowany, ze wzrokiem utkwionym w twarz Samuela. Chłopak obejmował mnie mocno, nie dopuszczając do ewentualnego upadku, wpatrując się swoimi jasnymi oczami prosto na moje usta. Podejrzewałem o czym myślał. Sam tego pragnąłem.
- Sami my... – zacząłem, jednak przerwałem gwałtownie, kiedy usłyszałem ruch po prawej stronie. Kiedy spojrzałem w tamtym kierunku, moim oczom ukazała się persona, którą wczorajszego wieczoru podziwiałem na malowidle.
- Księżniczka Viktoria... – powiedział Samuel, wypuszczając mnie ze swoich objęć. Dziewczyna stała w długiej do ziemi sukni. Czarne oczy, tak kontrastujące z jej bladą cerą, uważnie przyglądały się nam, a usta wyraźnie pragnęły nas w jakiś sposób powitać, jednak żaden dźwięk nie kwapił się, by z nich uciec. Czyżby była nieśmiała? zastanowiłem się, kłaniając się jej. Blondyn, który uratował mnie przed chwilą od upadku, nie czekając na ruch dziewczyny, podszedł do niej, po czym ucałował wierzch jej dłoni, mówiąc:
- Nazywam się Samuel de Germanii, książę Floressy. A to Aleksander de Fracoisus, książę Ligny.
- Ligny, która niedawno upadła? – zapytała, jednak już po chwili raptownie umilkła, widząc smutek jarzący się w moich oczach – Przepraszam, nie chciałam... – powiedziała szybko, dość niskim głosem.
- Nie szkodzi, to prawda – uśmiechnąłem się lekko, patrząc jak Viktoria unika mojego spojrzenia. Na obrazie wydawała się tak pewna siebie, tymczasem rzeczywistość okazywała się być zupełnie inna. Jej sylwetka należała do bardzo drobnych. Małe, zadbane dłonie i prosta postura z pewnością świadczyły o szlachetnym wychowaniu dziewczyny. Mimo to jej ruchami przemawiała niepewność. Wyglądała jakby zaczynała pewne czynności, tylko po to, by po chwili je przerwać. Tak było między innymi z ukłonem, który zaczęła wykonywać, jednak przez ów nieśmiałość skończył się on tylko na skinieniu głową.
- Księżniczko potowarzyszysz nam w dalszym spacerze? Na pewno urozmaicisz nam podróż i sprawisz, że kwiaty wydadzą się jeszcze piękniejsze – zaproponował Samuel, uśmiechając się do niej lekko. Ta spojrzała na niego na początku z zaskoczeniem, jednak po chwili odwzajemniła ciepły uśmiech chłopaka. Tak właśnie działał Samuel na innych... wydobywał z nich radość jednym gestem.
- Z przyjemnością – odpowiedziała tylko, przekładając przez jego lewą rękę swoją dłoń. Nie chcąc w jakikolwiek sposób zaszkodzić dziewczynie, poszedłem z prawej strony chłopaka, uznając go za dość solidny mur, który w razie czego ochroni ją przed przypadkowym zetknięciem się z moją skórą.
- Często przechadzasz się po ogrodzie księżniczko? – zapytałem, obserwując uważnie jej mimikę. Na początku zerknęła na mnie zdziwiona, że zadaję jej jakiekolwiek pytanie, jednak po chwili z delikatnym uśmiechem odpowiedziała, spoglądając w dal ścieżki, którą podążaliśmy.
- Tak... Uwielbiam patrzeć na kwiaty, zwłaszcza kiedy nie są jeszcze w pełni rozwinięte. Czasami maluję je, jednak... dzisiaj jest na to zbyt ciepło – dokończyła, po czym z lekkim uśmiechem zapytała – Jak podobają się wam ignijskie ogrody? Z pewnością nie dorównują tym we Floressie, jednak jestem ciekawa jak wypadają w porównaniu z Krainą Kwiatów.
- Są przepiękne – zapewnił Samuel – Te pomarańczowe kwiaty, przy których nas spotkałaś, oczarowały nas do reszty.
- A, tak... gerbery – powiedziała z uśmiechem – To prawda, są cudowne. Oznaczają niewinność i sympatię... zdecydowanie należą do najbardziej bliskich mi kwiatów w tym ogrodzie – wyznała.
Zapatrzyłem się przez chwilę na dziewczynę z głupim wyrazem twarzy. Była niezwykle urocza, a zwłaszcza, kiedy opowiadała nam o związku jaki łączył ją z ogrodem. W jakiś sposób czułem, że jest podobna do mnie. Wydawała się być zamknięta w tym miejscu i odizolowana od świata zewnętrznego. Ona jednak mogła marzyć o tym co kryje się poza szklaną kopułą, w której przyszło jej żyć. Ja nie mogłem dostąpić tego luksusu.
- Książę Samuelu! – usłyszałem krzyk ze schodów prowadzących do zamku. Spojrzeliśmy wszyscy w tamtym kierunku bardzo zdziwieni. Nim się obejrzeliśmy u naszego boku pojawił się Frank razem z Erickiem. Ich twarze były blade, a źrenice rozszerzone w przerażeniu – Floressa najechała na Ignis. Twój stryj nie chce iść na żadne ugody i jak najszybciej pochłonąć Krainę Ognia. To może doprowadzić do rekordowych strat naszego wojska, nie mówiąc już o zamieszkach wśród popierającej nas ludności.
- Ignis zostało zaatakowane? – usłyszeliśmy cichy, zbolały głos księżniczki – Książę... Dlaczego do tego doprowadziłeś? – zapytała, patrząc ze smutkiem na Samuela. 
- Jak... zaatakował? – usłyszałem pusty głos chłopaka.
- Sam... – zacząłem, kładąc na jego ramieniu. Tak bardzo chciałem mu w jakiś sposób pomóc i go wesprzeć, lecz wiedziałem, że nie mogę tego uczynić. Pierwszą przeszkodą była obecność księżniczki, która prawdopodobnie zostanie oddana w ręce blondyna, a drugą najróżniejsi stratedzy i dowódcy ignijkich oddziałów, którzy nagle postanowili zrobić wielkie spotkanie. Nie miało ono dosłownie żadnego celu. Jedynym co podczas niego osiągnięto, było oskarżenie księcia Floressy o zaplanowany atak i działanie na szkodę Ignis. Nie mogliśmy dowiedzieć się jakie w tej sytuacji było stanowisko samego króla. Pozostawało nam czekać do jutrzejszej audiencji, jednak nie oczekiwałem po niej żadnych cudów. Byliśmy skończeni. Zarówno Ligna jak i Floressa nigdy nie będą mogły się ponownie narodzić. Krainy żyjące tysiącleciami... ot tak zostaną zapomniane.
Dopiero wieczorem, kiedy wszystkie spotkania zostały zakończone mogłem na chwilę odetchnąć w swojej komnacie i przemyśleć całą sytuację na spokojnie. Lignijskie oddziały wciąż były sprawne, a szczerze wątpiłem, żeby król Ignis całkowicie je opanował. Gdybym pojawił się tam... może mógłbym doprowadzić do rewolucji i w ten sposób uczynić Lignę niepodległą. Najpierw jednak należało zająć się sytuacją w Krainie Kwiatów. Zaczynała posiadać ona coraz większą ilość fanatyków ideologii stryja Samuela. Pragnęli zawładnąć całym kontynentem albo i światem.
Zacząłem wiercić się w nagle niewygodnym łóżku. Nieograniczona władza... bezwzględnie przerażała mnie, a tym bardziej w rękach kogoś takiego jak obecnego króla Floressy. Jedyna polityka jaką prowadził, opierała się na sile. Z czasem jednak mieszkańcy podbitych przez niego terenów zbuntują się i go obalą... Rozegra się wojna domowa, która pochłonie wiele istnień.
Zasłoniłem oczy rękoma, ponieważ nagle światło księżyca zaczęło bardzo mi przeszkadzać. Nie mogłem pozbyć się dziwnego poczucia winy, że cała ta wojna rozegrała się z mojego powodu.
Nagły odgłos otwieranych drzwi, spowodował, że usiadłem szybko, uważnie obserwując osobę, która weszła do mojej sypialni.
- Sami... powinieneś spać – powiedziałem, zauważając tak dobrze znaną mi sylwetkę blondyna, która w jednej chwili znalazła się przy mnie – Hej... co jest? – zapytałem zdziwiony, kiedy jego silne ręce objęły mnie mocno – Sami... – mruknąłem, a ciało chłopaka zaczęły przechodzić niekontrolowane drgawki Nie musiałem długo czekać, na ciepłe łzy, które zalały moją nocną koszulę. Nie mówiąc nic więcej zacząłem głaskać go uspokajająco po plecach. Po dość długim okresie, blondyn, położył się na moich kolanach, przytulając do siebie muskającą go do tej pory rękę. Druga dłoń zajęła się przeczesywałem jego włosów, chcąc w ten sposób polepszyć jego samopoczucie.
- Śniło mi się, że Ignis trawi ogień... – usłyszałem głuchy głos chłopaka – Ale nie taki ogień, który wynikałby ze suszy... Aleks... tam było tyle krwi. Wojska mojego kraju weszły i od tak podpaliły większość wiosek. Ludzie biegli we wszystkie strony... Skóra odchodziła od ich ciał, nie mieli nóg... Staruszek z wydłubanym okiem chwycił mnie mocno i mówił, że to moja wina. Ja... – chłopak przerwał, by odetchnąć głęboko.
- Już w porządku – uspokoiłem go, przeczesując jego włosy – Sami... to nie jest twoja wina. Nie zesłałeś tych wojsk, przecież próbujesz zatrzymać tę rzeź, a nie rozszerzyć jej skalę.
- Gdybym urodził się... – zaczął, jednak nim zdążył dokończyć, pochyliłem się nad nim i pocałowałem.
- Przestań... nie kończ tego zdania, proszę – wyszeptałem zbolałym głosem. Te same zarzuty zadawałem sobie. Nie musiał zadręczać się nimi także i blondyn. Byłoby to niesprawiedliwe, tym bardziej, że moje urodziny nadeszły później. 
Chłopak jakby dostrzegając targające mną emocje, przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno.
- Masz rację. Przepraszam – wyszeptał – Wybacz mi także za to, że chciałem od ciebie uciec... Tak naprawdę nie jestem w stanie – powiedział. Jego głos był tak przyjemny... dlaczego więc z moich oczu zaczęły spadać łzy? Słone krople płynęły po moich policzkach, a ja nie byłem w stanie ich zatrzymać. Nie byłem smutny... Jedynym uczuciem, które przepełniało mnie w tamtym momencie stanowiła ulga. Cieszyłem się, że chłopak nie chce traktować mnie z dystansem, a wręcz przeciwnie... – Dlaczego płaczesz? – usłyszałem zdziwiony głos Księcia Floressy. Krótko po nim na swoich policzkach poczułem dotyk jego ust.
Nie zauważyłem nawet, kiedy oboje skończyliśmy całując się czule, zaplątani w kremowej pościeli. Gdy emocje trochę już opadły, Samuel objął mnie mocno ramionami, po czym wyszeptał cicho, drażniąc ciepłym powietrzem moje ucho:
- Nigdy już cię nie opuszczę... Przysięgam na swoje imię i ziemię...
Ukołysany tymi słowami, osunąłem się w głąb mętnej krainy snów. Co ciekawe nie ujrzałem tym razem żadnych osób, które umarły z mojej winy. Byłem w niej tylko ja i Sam, głęboko pogrążeni w przyjemnym śnie o przyszłości, w której to mieszkańcy naszych krain nareszcie mieli zaznać spokój.

Obecność blondyna wzmocniła mnie i spowodowała, że zapragnąłem walczyć, nawet jeśli Ignis nie będzie chciała dołączyć do naszego sojuszu. Wspólnymi siłami mogliśmy wywalczyć wolność. Ligna i Floressa. Ramię w ramię poprzez zawarcie przymierza tak silnego, by nasi mieszkańcy mogli odetchnąć z ulgą. Z myślą tą zasnąłem, nie martwiąc się dłużej czekającą na nas sytuacją Krainy Ognia.

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, czyżby stryj Samuela domyślił się czegoś i dlatego zaatakował Ignis, a księżniczka chyba też jakąś tajemnicę posiada...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniałyrozdział, czyżby stryj Samuela domyślił się czegoś i dlatego zaatakował Ignis...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń