28 lipca 2019

Kroniki siedmiu kondygnacji (10)



ROZDZIAŁ 10
PRAWDZIWY WŁADCA




Obudziły mnie promienie słońca, które właśnie zaczynały wyłaniać się zza widnokręgu. Upiększały one pola, przetykając pomiędzy poszczególnymi zbożami swoje złote wstęgi, jakby chcąc w ten sposób zmotywować mieszkańców wioski do obudzenia się i podziwiania tych niezwykłych krajobrazów. Widok był obłędny i mógłby kosztować fortunę. Ten kto w tamtym momencie oglądał go, musiał wygrać przepiękne wspomnienia.
Pewnie i ja robiłbym to, gdyby nie sytuacja, w której się znalazłem. A była ona dość dwuznaczna… Moja głowa znajdowała się na klatce piersiowej Samuela, ręka obejmowała go jak poduszkę, a noga powędrowała w okolice jego krocza. Panikowałbym już dawno temu, gdyby nie fakt, że chłopak był pogrążony w głębokim śnie. Kiedy poruszyłem się lekko, blondyn objął mnie, po czym mocno przyciągnął do siebie. Jego ciepły oddech delikatnie pieścił mój kark, przez co otrzymałem nowy kolor twarzy – silnie czerwony. Pragnąłem jak najszybciej uciec z tej niezręcznej sytuacji jednak nie byłem w stanie. Jeśli Samuel obudziłby się, prawdopodobnie do reszty spłonąłbym z zażenowania. Co innego przytulanie się do siebie, kiedy jest się na wpół sennym, a poranek, w którym praktycznie książę Floressy mógłby oskarżyć mnie o molestowanie
Dzięki kolejnemu przekręceniu się we śnie ciała Samuela, klatka, która do tej pory otaczała moje ciało, rozwarła się, przez co bez problemu mogłem się z niej uwolnić. Oddychając z ulgą, szybko podbiegłem do klapy i zacząłem schodzić po dygoczącej drabince. Cały zaczerwieniony przeszedłem korytarzem do pokoju, który zajmowałem z Samuelem. Na szczęście nikogo nie spotkałem po drodze! Gdy tylko znalazłem się w pomieszczeniu, zdjąłem z siebie ubrania, obmyłem ciało w wielkiej misie, którą przyniósł wczoraj właściciel do naszego pokoju, po czym przystąpiłem do przeglądania czystych koszul. Nie miałem zbyt dużego wyboru. Po krótkim zastanowieniu zdecydowałem się na ciemnogranatową koszulę, którą obwiązałem złotym łańcuszkiem oraz czarne spodnie. Na końcu założyłem skórzane buty i rękawice, po czym wyszedłem zadowolony z pomieszczenia.
Schodząc drewnianymi schodami do jadalni, niemal zapomniałem o porannej sytuacji. Z lekkim uśmiechem usiadłem naprzeciwko rudzielca zajadającego się owsianką w kącie Sali.
- Dzień dobry – przywitałem się, spoglądając kątem oka na obraz smoka. Nadal nie wiedziałem skąd właściciel posiadał tak drogie dzieło. Kiedy zapytałem o to Ericka, uśmiechnął się pod nosem, po czym ruchem głowy wskazał na stojącego za barem mężczyznę z brodą.
- Jak myślisz, czy ten człowiek jest rodowitym Florianem?
Przyjrzałem się uważnie brodaczowi. W istocie nie miał blond włosów i jasnych oczu jak większość tutejszych mieszkańców. Wyglądem nie przypominał również charakterystycznego Lignijczyka, który charakteryzował się brązowymi włosami i jasnymi, często niebieskimi oczami. Tak… mężczyzna był zupełnie inny. Miał ciemną karnację i niemal czarne włosy. Jego oczy były piwne, przez co bardzo dobrze zgrywały się z jego ciepłą, śródmorską urodą.
- Chyba nie myślisz, że… - zacząłem, a Erick pokiwał głową i dokończył za mnie.
- Ignis jak nic – mruknął, wcinając kolejną łyżkę jedzenia – Pewnie dostał to w jakimś spadku. Część majątku wydał na to miejsce, a część postanowił zachować… Nie wiem tylko dlaczego przybył tutaj aż z Krainy Ognia… Cóż... nie mój interes – mówił pomiędzy jednym gryzem a drugim – A właśnie, książę! – zaczął, kiedy zawartość jego buzi zniknęła w żołądku – Gdzie zniknęliście z Samuelem wczorajszej nocy? Szukaliśmy was w waszym pokoju, ale Frank stwierdził, że skoro was tam nie ma, pewnie nie chcecie być znalezieni i finalnie się poddaliśmy.
Spojrzałem na chłopaka nie wiedząc co powiedzieć. Czułem tylko jak moja twarz zaczyna stopniowo robić się coraz bardziej czerwona. Z zakłopotaniem odwróciłem wzrok, po czym zacząłem:
- Cóż, my…
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz – powiedział uspokajająco, unosząc dłonie do góry. Odetchnąłem z ulgą, a chłopak roześmiał się wesoło. Miał przyjemny dla ucha śmiech, mimo to spoważniał nagle i mruknął – Frank kazał mi coś przekazać.
Spojrzałem zdziwiony na chłopaka, po czym zapytałem:
- Nie mógł tego zrobić osobiście? 
- Chciał bym ci powiedział to na osobności, tak bez… Samuela – mruknął w końcu, odsuwając od siebie miseczkę z owsianką. Zmarszczyłem brwi. Erick i Frank mają jakieś tajemnice przed ich księciem? I mówią o tym mnie? Ewidentnie coś nie trzymało się kupy.
- O co dokładnie chodzi? – zaciekawiłem się, obserwując uważnie rudzielca.
- Sądzimy, że… nie powinniście na dworze Ignis obnosić się z waszą… relacją – dokończył chłopak, spoglądając w bok – Król ma córkę, więc może będzie chciał ją zeswatać z Samuelem. Ignis i Floressa mogłyby wtedy stanowić potęgę militarną i gospodarczą… Jednak, jeśli ktokolwiek zobaczy, że ty i książę macie się ku sobie… może to bardzo zaszkodzić Floressie – dokończył, patrząc mi prosto w oczy.
- Jestem podobnego zdania – powiedziałem, a moje serce przeszyły igiełki bólu. Wiedziałem, że przywiązanie się do chłopaka, było błędem. Zamierzałem zrobić wszystko by go naprawić. Nawet kosztem własnego interesu - Rozmawiałem już o tym z Samuelem, więc możecie być spokojni.
Erick uśmiechnął się do mnie smutno. Nim jednak zdążył powiedzieć coś więcej, do naszego stołu podszedł Frank razem z Samuelem. Kiedy zobaczyłem jego lekko zmierzwione blond włosy, uśmiechnąłem się pod nosem. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że nasza relacja już nigdy więcej nie będzie wyglądała tak samo. Na swój sposób łamało mi to serce, jednak wiedziałem, że tak musi być. Książę Floressy był dla mnie ważny. Niejednokrotnie udowodnił mi, że swoją wytrwałością i podejściem do ludzi jest w stanie zbudować wspaniałe królestwo. Nie zamierzałem mu w tym przeszkodzić. Chciałem zrobić wszystko co w mojej mocy, by mu w tym pomóc. Przy okazji sama Ligna na tym zyska, a ja przestanę być w końcu przeklęty przez jej mieszkańców.
- Dzień dobry wszystkim – odezwał się Sami, ziewając cicho. Kiedy spostrzegł, że na niego patrzę, uśmiechnął się do mnie ciepło, po czym usiadł po mojej prawej stronie – Jak się spało? – zapytał, wpatrując się we mnie swoimi szmaragdowymi oczami. Na moment spowodował tym, że zacząłem za bardzo w nich tonąć. Zmieniło się to jednak, kiedy usłyszałem ciche chrząknięcie Franka, który zajął miejsce tuż koło Ericka. Gdy opamiętałem się i ograniczyłem swoje zaczerwienienie do minimum, podszedł do nas chłopak, który podczas wieczornego przyjęcia podszedł do nas z propozycją nawiązania kontaktu z Ignis. Jego otwarte w szerokim uśmiechu usta wskazywały zapewne na pomyślne wieści.
- Udało się panie! – krzyknął, podbiegając kłaniając się przed Samuelem – Ojciec napisał w liście, że Król Ignis sam planował skontaktować się z rebeliantami z Floressy. Kiedy dowiedział się, że sam spadkobierca tronu do nas dołączył, czym prędzej rozkazał przysłać zawiadomienie! – jasne oczy chłopaka mieniły się z radości. Musiał być bardzo dumny z siebie... a tym bardziej z korzystnej dla Floressy wiadomości dotyczącej spotkania. Ten historyczny moment z pewnością mógł pomóc Krainie Kwiatów.
- To wspaniale! – krzyknął ucieszony blondyn, po czym uścisnął rękę chłopaka, który ze zdziwienia wytrzeszczył na niego oczy. Który władca w tych czasach zrobiłby to ze zwykłym synem służącego? Za to właśnie ceniłem Aleksandra. Nieważne co robił, zawsze traktował wszystkich ludzi na równi – Dziękuję Ci i Twojemu ojcowi za tak szybką reakcję na moją prośbę. Zapamiętam to Simonie.
Gdy tylko chłopak usłyszał swoje imię, odebrało mu mowę. Podziękował, po czym szybko pobiegł w tylko sobie znanym kierunku.
- Nie uważasz, że powinieneś trzymać swoich poddanych traktować zgodnie z ich statutem społecznym? – zapytał Frank, popijając ciepły napar.
- Dlaczego miałbym? – zapytał zdziwiony blondyn – Przecież bardzo nam pomogli.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć – mruknął Frank, kręcąc głową, na co Sami zareagował cichym prychnięciem.
- Ty też uważasz, że źle zrobiłem? – zapytał, wpatrując się we mnie. Gdy spojrzałem na jego zbolałe oczy, moje serce zadrgało. Czy chciałem, czy nie musiałem jak najszybciej oduczyć moje ciało podobnych reakcji.
- Nigdy nie widziałem jakie zwyczaje panują na dworze Floressy, więc nie powinienem się wypowiadać na ten temat – powiedziałem dyplomatycznie.
- A jak wyglądało to w Lignie? – zapytał zaciekawiony Erick. Czas przeszły w jego pytaniu zabolał mnie. Moje królestwo już nie istniało. Świadomość, że nie miałem domu, a teraz nawet i osoby, z którą mógłbym dzielić troski, przygniotła mnie na chwilę do ziemi. Jak jednak wypadało księciu, szybko się pozbierałem i odpowiedziałem:
- W Lignie relacje pomiędzy królem a mieszkańcami zawsze wyglądały bardzo sztywno i wiązały się z szeregiem zasad, które należało spełnić. Mój ojciec starał się w ten sposób rozgraniczyć władzę od obywateli. Sprawdzało się to całkiem dobrze. Dzięki temu Ligna dorobiła się tak silnego wojska i sprawnej gospodarki. Oczywiście stale pomagaliśmy biednym mieszkańcom, jednak nie nagłaśnialiśmy tego... Mogłoby to za bardzo zmiękczyć wizerunek władzy – skończyłem, robiąc wszystko by nie patrzeć w to zawiedzione spojrzenie posyłane przez blondyna. Wyglądał jak przybite zwierzę zostawione na pastwę losu.
- Widzisz? – ucieszył się Frank, że go poparłem – Władca powinien rozgraniczyć...
- Nigdy się z tym nie zgadzałem – przerwałem nagle, czując się w obowiązku do wyrażenia własnej opinii na ten temat – Pamiętasz tę dziewczynkę? Tę, która wybiegła podczas egzekucji mojego ojca? – zapytałem Samuela, a chłopak automatycznie się zachmurzył – Znałem ją – mruknąłem, a blondyn szybko podniósł na mnie wzrok. W jego spojrzeniu jawił się taki ból... – Z rana podarowałem jej cały woreczek monet. Zawsze starałem się być blisko z poddanymi. Dzięki temu oni również widzą w tobie człowieka, tak jak ta dziewczynka... była gotowa znaleźć się przy mnie w mgnieniu oka. A zapewniam cię, że była świadoma, że może jej się coś stać z tego powodu.
- Nie musiała ginąć – szepnął blondyn, patrząc w swoje zaciśnięte pięści – To moja wina...
- To nie jest twoja wina – mruknąłem, po czym przytuliłem go mocno. Tyle z mojego planu niedotykania go i trzymania na odległość. Chłopak, czując moje ciało, szybko wtulił się w granatową koszulę, którą miałem na sobie i ukrył w niej swoją twarz.
- Książę... jesteśmy w miejscu publicznym – mruknął Frank, patrząc w bok z zażenowaniem.
- Och przestań, on też jest człowiekiem – usłyszałem rudzielca, jednak nie patrzyłem na niego. Całą moją uwagę posiadł Samuel, który mocno zaciskał ręce wokół mojego wątłego ciała. Mogłem go jedynie głaskać po plecach. Po chwili sam się uspokoił i usiadł z kamienną miną.
- Frank ma rację, przepraszam, więcej do tego nie dopuszczę. Spakujmy się już. Powinniśmy jak najszybciej dojechać do Ignis, skoro tamtejszy król nas oczekuje – powiedział, po czym wstał od stołu. Nim zdążył odejść, uścisnąłem go mocno za dłoń. Wtedy blondyn odwrócił się do mnie i posłał mi jeden z jego ciepłych uśmiechów, który mówił: Wszystko dobrze Aleks, nie musisz się martwić. W tamtym momencie to drobne zapewnienie wystarczyło mi. Nie spowodowało jednak, że przestałem uważnie obserwować chłopaka.
Zachowywał się w miarę normalnie, jednak równocześnie trzymał pion i powagę. Widocznie naprawdę wziął do serca wypowiedziane przez Franka słowa. Kiedy żegnaliśmy się z właścicielem karczmy, zachował właściwą dla niego postawę, nie spoufalał się z nim, podziękował za dołączenie jego grupy do sił opozycji Floressy. Byłaby to nawet swojego rodzaju poprawa jego publicznego wizerunku, jednak... wydawał się w tym wszystkim sztuczny, jakby to nie on stał za tymi wszystkimi ruchami, tylko wytworzona przez niego wizualizacja. Podobnie zachowywał się podczas podróży. W milczeniu siedział w powozie, przyglądając się mijanym przez nas lasom i łąkom. Nie odezwał się do mnie słowem, nawet na mnie nie patrzył. Nie wiedziałem, dlaczego tak postępował. Czy było to spowodowane moją wczorajszą propozycją dotyczącą naszej relacji? Westchnąłem. Tak bardzo chciałem móc odgadnąć, co kryje jego głowa... szkoda tylko, że za bardzo bałem się go o to zapytać.
- Książę co do naszej relacji – usłyszałem tępy głos Samiego – Masz rację, powinniśmy zakończyć ją już teraz. Proszę, przychodź do mnie tylko w sprawach formalnych.
Powiedziawszy to, zamilkł i powrócił do wpatrywania się w otoczenie. Nie wiedząc co powiedzieć, wydusiłem z siebie tylko krótkie Rozumiem. Sam w końcu tego chciałem... Dlaczego więc moje serce tak boleśnie bolało? Mogłem się aż tak do niego nie przywiązywać. Popełniłem błąd i teraz przyszło mi za nań płacić.
Podróż więc mijała w milczeniu. Podczas jej trwania jedynie otoczenie ulegało zmianie. Temperatura z każdą godziną podnosiła się, a roślinność stawała się coraz bardziej przerzedzona. Drzewa posiadały zmniejszoną ilość liści, których grubość odpowiadała pergaminom. Poutykane w miejscowych kępach suchej trawy, sprawiały wrażenie porzuconych i pozostawionych na łaskę ognistej pogody. Do tego dochodził brak jakichkolwiek gór czy wzniesień, przez który w całej okolicy nie można było znaleźć żadnego dogodnego miejsca na postój. Dopiero pod wieczór, gdy otoczenie trochę się ochłodziło, pozwoliliśmy koniom na odpoczynek przy jednej z sadzawek. Nie była ona głęboka, powiedziałbym nawet, że więcej było w niej mułu niż wody, mimo to zwierzęta z radością skorzystały z postoju, nawadniając swoje spieczone języki brudną cieczą
Sam usiadłem pod pojedynczym drzewem i przyglądałem się z lekkim uśmiechem ów koniom. Pomyśleć, że taka drobnostka sprawi im taką przyjemność.
- Coś się stało z Samuelem? – usłyszałem głos Ericka. Podszedł on do mnie z torbą wypełnioną owocami i usiadł naprzeciwko – Wygląda, jakby cię unikał...
- Po prostu postawiliśmy właściwą granicę pomiędzy nami – powiedziałem, patrząc jednym okiem na jedzenie – Wybacz, nie jestem głodny.
- Jak dla mnie to prawdziwa głupota – mruknął rudzielec, obierając pomarańczę.
- Sam to zaproponowałeś – stwierdziłem, bawiąc się swoją, wytartą rękawiczką
- Mówiłem o relacjach publicznych a nie prywatnych – sprostował, po czym oderwał kawałek owocu i podał mi – Na pewno nie chcesz?
- Na pewno – mruknąłem, po czym zapytałem – Może nie potrafimy oddzielić relacji prywatnych od publicznych? Albo to ja znowu wszystko spieprzyłem... – dodałem, wstając i wchodząc z powrotem do rozgrzanego powozu. Wszystko było lepsze niż oglądanie twarzy Ericka i szwendającego się po obozowisku blondyna. Ta ciężka aura, która roztaczała się wokół naszej dwójki... Zaczęła mnie przerastać. Wiedziałem, że nie mogłem tego naprawić, bo nie mogliśmy z powrotem być blisko. Nawet jeśli była to moja wina... nie mogłem nic zrobić.
Ta niepozytywna energia utrzymywała się przez całą podróż do Ignis. I choć po drodze mijaliśmy rozmaite wioski, które również chciały przyłączyć się do buntu, Samuel nigdy nie wychodził już z roli przywódcy, który gotów był zabić własnego stryja, by odzyskać władzę i wolność jego mieszkańców. Na swój sposób było to dobre, jednak... brakowało mi starego Samiego, który od tak przytuliłby mnie, albo posłał jeden ze swoich ciepłych uśmiechów. Ku mojemu zdziwieniu czułem również niedosyt w związku z jego ustami. Chociaż całowaliśmy się tylko dwukrotnie... Potrząsnąłem głową zły na siebie. Po co o tym myślę? To koniec, muszę to zaakceptować i myśleć o dobru Ligny.
Z tą myślą wyszedłem z dusznego pojazdu na dwór Królestwa Ognia. Kiedy do niego przybyliśmy, słońce znajdowało się już nisko horyzontu. Mimo to przywitała nas dość liczna delegacja stworzona zarówno ze straży królewskiej, jak i mieszkańców Ignis. Nie musieliśmy długo czekać, na zaproszenie do sali balowej, w której zostaliśmy przywitani bogatą ucztą, na którą składały się w większości dania śródziemnomorskie. Na stole leżało pełno owoców morza i charakterystycznych dla tego regionu potraw. Dopiero gdy skończyliśmy jeść, na sali pojawił się król Krainy Ognia. Był on młodym mężczyzną z charakterystyczną dla tych stron urodą. Ku mojemu zdziwieniu nosił długie do pasa włosy i spływające po nim do ziemi lśniące szaty. Dopiero później spostrzegłem, że wyżej postawieni tego kraju mężczyźni ubierali się w długie do ziemi tuniki przeplatane lśniącymi nićmi. Musiałem przyznać, że miało to swój urok
- Witam oficjalnie już Księcia Ligny i Księcia Floressy – przywitał się, zasiadając na krześle usytuowanym, na szczycie stołu – Słyszałem o waszych poczynaniach w Krainie Kwiatów. Bardzo zaskoczyły mnie ów manewry i nie ukrywam, że chciałbym wiedzieć, czemu mają służyć. W ciągu ostatnich lat obawiam się o bezpieczeństwo Ignis ze strony Floressy, dlatego też zgodziłem się na to spotkanie.
- Panie niewątpliwie przy obecnym władcy Floressy również odczuwałbym niepokój – odezwał się Samuel, wpatrując się w Króla Ignis twardym wzrokiem – Dlatego też pragnę jak najszybciej przejąć władzę i zaprowadzić porządek w swoim kraju.
- Nie mając żadnego doświadczenia zamierzasz nie doprowadzić Floressy do upadku? – zapytał król, obserwując uważnie młodego Floriana – Naprawdę myślisz, że władanie krajem jest aż tak łatwe? Dobrze wiem, że do tej pory jedyną rzeczą, która spoczywała na twoich barkach, był mały oddział strażniczy... który z tego, co się orientuję, zginął w jakiejś palącej się chacie z własnej głupoty.
- Ręczę za niego Panie – odezwałem się nagle, co bardzo zdziwiło czarnowłosego mężczyznę.
- A tak.... Książę Aleksander... Bardzo interesuje mnie twoja postać w całej tej historii. Na początku myślałem, że będziesz oczekiwał od Ignis pomocy militarnej, tymczasem...
- Bez stabilnej sytuacji we Floressie, Ligna nigdy nie zazna spokoju – powiedziałem – Wierzę, że rozumiesz jak poważny jest konflikt w Krainie Kwiatów Lucianie de Fahloru i że dotyczy on również twojego kraju – odezwałem się do króla Krainy Ognia po imieniu, po czym zamilkłem. Ten spojrzał na mnie szczerze zainteresowany. Oznaczało to dwie opcje: albo mu zaimponowałem, albo rozważał jak najszybciej pozbyć się mnie z jego ziem. Cokolwiek by to nie było, nieugięcie atakowałem go spojrzeniem moich jasnych do bólu oczu.
- Rozumiem. Zapewniam Was, że rozpatrzę waszą prośbę, a teraz... zostaną wam przydzielone pokoje. Proszę, rozgośćcie się na dworze, możecie czuć się tutaj jak w domu – powiedziawszy to, wstał i wyszedł z sali, zostawiając nas w całkowitym osłupieniu. To było najszybsze spotkanie, jakie przeżyłem w swoim krótkim życiu. A jednak co kraina to król... Ciekawe czym jeszcze zaskoczy nas Ignis?

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, kilka pocałunków jakieś przytulenie i już mowa o tak poważnych relacjach, ale to przytulenie wiele znaczyło dla Alexa bo nigdy wcześniej nie zaznał takiego uczucia, ech Sami nie zachowuj się tak...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudnie, kilka pocałunków, przytulenie i już mowa o tak poważnej relacji, to przytulenie wiele znaczyło dla Alexa bo nigdy wcześniej nie zaznał takiego uczucia Sami nie zachowuj się tak...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń