Porcelanowa,
śliska twarz i te oczy: szklane, i puste. Jej czekoladowe włosy, ozdobione niepoważnymi
kokardkami, jakby w ten sposób z dorosłej kobiety próbowano stworzyć na powrót
dziecko. Ona marzła. Pogoda nie należała do zbyt przychylnych. Wykluczała spacery,
a tym bardziej siedzenie na kocich łbach w jednej z wąskich uliczek. Padał
śnieg. Nie przeszkadzało to twarzy, która bez emocji spoglądała w dal. Usta
miała lekko rozchylone, jakby chciała podzielić się swym sekretem z
przechodzącymi koło niej ludźmi. Nie widzieli jej. Śpieszyli się, biegli,
uciekali przed ciemnością, która ją zasłaniała. Ona ukrywała ją. Przyciągała
tajemniczością i wyrozumiałością. Słuchała niespokojnych oddechów,
poruszających czerwoną łzę wypływającą z warg kobiety. Stopiła się z nią,
stworzyła jedno.
Nie był w
stanie dokonać tego śnieg. Choć próbował roztopić się na jej zimnym już ciele,
zdołał wsiąknąć tylko we włosy i dziecinne ubranie. Jej ciało stworzyło barierę
i nie wpuszczało do środka nieznajomych. Czerń była inna…
Mimo
towarzyszki do rozmowy, kobieta nie wypowiedziała żadnego słowa. Pozostała
niewzruszona na uściski czarnej płachty. Jedyną emocją, którą można było
odczytać z jej twarzy stanowił strach. Dostrzeżenie go, graniczyło z cudem,
mimo to istniał tam. Zawsze jej towarzyszył. Rozszerzone źrenice stanowiły jego
dom nie dlatego, że były większe niż zazwyczaj. Istniały ku temu dwa powody.
Pierwszym była lokalizacja, drugim – kolor ścian.
Tak więc
ciemność i strach przeniknęły kobietę. Nie prowadziły z nią dialogu, mimo to
zauważyły ją i trwały przy niej. Były jedynymi, nim ciało zaczęło zwracać na
siebie większą uwagę. Wtedy pojawiły się
owady, ptaki... na końcu ludzie. Wraz z ostatnimi kobieta przestała być
kobietą. Stała się ofiarą, trupem... zgubiła swój wdzięk. Mimo to nadal miała
piękną twarz. Blade lice, czerwone od krwi usta… I te oczy: szklane, i puste,
które mieściły w sobie nierozerwalny, sczerniały strach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz