17 lipca 2019

Parę słów o rozpływaniu...


Porcelanowa, śliska twarz i te oczy: szklane, i puste. Jej czekoladowe włosy, ozdobione niepoważnymi kokardkami, jakby w ten sposób z dorosłej kobiety próbowano stworzyć na powrót dziecko. Ona marzła. Pogoda nie należała do zbyt przychylnych. Wykluczała spacery, a tym bardziej siedzenie na kocich łbach w jednej z wąskich uliczek. Padał śnieg. Nie przeszkadzało to twarzy, która bez emocji spoglądała w dal. Usta miała lekko rozchylone, jakby chciała podzielić się swym sekretem z przechodzącymi koło niej ludźmi. Nie widzieli jej. Śpieszyli się, biegli, uciekali przed ciemnością, która ją zasłaniała. Ona ukrywała ją. Przyciągała tajemniczością i wyrozumiałością. Słuchała niespokojnych oddechów, poruszających czerwoną łzę wypływającą z warg kobiety. Stopiła się z nią, stworzyła jedno.
Nie był w stanie dokonać tego śnieg. Choć próbował roztopić się na jej zimnym już ciele, zdołał wsiąknąć tylko we włosy i dziecinne ubranie. Jej ciało stworzyło barierę i nie wpuszczało do środka nieznajomych. Czerń była inna…  
Mimo towarzyszki do rozmowy, kobieta nie wypowiedziała żadnego słowa. Pozostała niewzruszona na uściski czarnej płachty. Jedyną emocją, którą można było odczytać z jej twarzy stanowił strach. Dostrzeżenie go, graniczyło z cudem, mimo to istniał tam. Zawsze jej towarzyszył. Rozszerzone źrenice stanowiły jego dom nie dlatego, że były większe niż zazwyczaj. Istniały ku temu dwa powody. Pierwszym była lokalizacja, drugim – kolor ścian.
Tak więc ciemność i strach przeniknęły kobietę. Nie prowadziły z nią dialogu, mimo to zauważyły ją i trwały przy niej. Były jedynymi, nim ciało zaczęło zwracać na siebie większą uwagę. Wtedy pojawiły  się owady, ptaki... na końcu ludzie. Wraz z ostatnimi kobieta przestała być kobietą. Stała się ofiarą, trupem... zgubiła swój wdzięk. Mimo to nadal miała piękną twarz. Blade lice, czerwone od krwi usta… I te oczy: szklane, i puste, które mieściły w sobie nierozerwalny, sczerniały strach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz