21 lipca 2019

Kroniki siedmiu kondygnacji (9)


ROZDZIAŁ 9
BIESIADA Z MARTWĄ GŁOWĄ 

Pomieszczenie było takie samo jak wczorajszego południa, kiedy to wraz z Samuelem szukaliśmy miejsca do spania. Ta sama dębowa podłoga i ławy, z tym że teraz cały lokal aż tętnił życiem. Bardziej znaczący mieszkańcy zebrali się w karczmie prowadzonej przez brodacza, by podjąć decyzję czy wezmą udział w otwartym starciu z królem Floressy. Nie była to z pewnością łatwa decyzja. Obecne czasy, choć ciężkie, mogły zaoferować względny spokój. Oczywiście Florianów czekałyby drobne starcia i zwiększające się podatki, jednak sytuacja ta dawała możliwość względnie beztroskiego życia.
- Przejdźmy do konkretów książę – odezwał się wspomniany wcześniej przez Franka Patryk Hug. Był to dość niepozorny nastolatek o płowych jak zboże włosach. Choć swoją budową nie budził zbytniego strachu, z pewnością nadrabiał inteligencją. Po paru minutach rozmowy z nim szybko zrozumiałem, że to właśnie ten człowiek powinien wziąć udział w ustalaniu strategii naszego natarcia – jesteśmy w stanie zaufać tobie i towarzyszącym ci ludziom, jednak obecność w całym spisku księcia Ligny wydaje nam się irracjonalne. Toczyliśmy walkę ze sobą przez wiele lat. Floressa zabiła króla tego kraju, a teraz zaczynamy się bratać? – zapytał, patrząc na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
W istocie na pierwszy rzut oka ów sytuacja faktycznie mogła wydać się niedorzeczna. Kraina kwiatów mogła zrobić porządek na swoim podwórku tylko po to, by po chwili podporządkować sobie przejęte podczas sporu terytoria, tymczasem... ot tak miałaby zwrócić w moje ręce ziemie zyskane w czasie osiemnastoletniej wojny?
- Książe Aleksander może nam bardzo pomóc podczas potyczki. Z pewnością słyszeliście o jego darze – zaczął Erick, popijając podane nam w dębowych kuflach piwo. Siedzieliśmy wszyscy razem w centrum sali. Pozostali zebrani otaczali nas ze wszystkich stron i przysłuchiwali się toczonej pomiędzy nami rozmowie. Na szczęście nim przybyliśmy na miejsce, zdążyłem założyć pozostawione w pokoju rękawice i bluzkę stworzoną z dość grubego, lnianego materiału. Moje nogi z każdej strony zabezpieczone były albo materiałem ze spodni, albo długimi, skórzanymi butami, które spakowałem ze sobą z myślą o dzisiejszym spotkaniu. Każdy fragment mojego ciała był zabezpieczony z pominięciem twarzy. Mimo tych wszystkich działań... nie mogłem pozbyć się irracjonalnego strachu o zgromadzonych w pomieszczeniu ludzi.
- Słyszeliśmy różne legendy książę! – odezwał się brodacz stojący na brzegu Sali.
- Zapewniam, że ta informacja akurat do nich się nie zalicza – odpowiedział Frank ze śmiertelnie poważną miną.
- Nawet gdyby była to prawda – zaczął Patryk – Czy możemy ci ufać Aleksandrze? I kolejne pytanie: skąd możemy mieć pewność, że nie doprowadzisz do śmierci naszego księcia?
- Nigdy bym tego nie zrobił – zarzekłem się z powagą – Dlaczego miałbym pozbyć się człowieka, któremu tak wiele zawdzięczam? Zaufanie zdobywa się z czasem, dajcie mi choćby szansę na nie zapracować.
Chłopak zmierzył mnie wzrokiem. W tamtym momencie nie wyglądał na nastolatka, lecz mężczyznę, który niejednokrotnie mierzył się ze złem tego świata.
- Dam ci szansę, jeśli udowodnisz, że nie okłamujesz nas w kwestii swoich umiejętności – powiedział.
- Nie będę nikogo zabijał! – wściekłem się – Naprawdę chcecie być jak wasz król i zobaczyć, jak zabijam człowieka na waszych oczach?!
Hug spojrzał na mnie z przestrachem. Wiedziałem, że wzmianka o działaniach króla Floressy odniesie zamierzony efekt. Teraz wiedzieli, że wszelkie opowieści o działaniach ich władcy są prawdziwe
- Król rozkazał ci zabicie...
- Tak. Ostrzegam was, że nie zamierzam brać udziału w podobnym przedstawieniu – warknąłem.
- Zapewniam cię książę, że nikt nie zgłosiłby się na ochotnika – mruknął wciąż zszokowany – Mamy za to pewną świnię do ubicia. I tak skończy na dzisiejszym stole, by uczcić koniec zbiorów. Gdybyś mógł...
Westchnąłem. Wiedziałem, że pokaz moich zdolności mnie nie ominie. Rozumiałem, dlaczego nikt nie wierzył mi w tej kwestii, jednak... każda śmierć z mojej ręki, niosła za sobą duży ciężar. Gdybym tylko mógł, nie robiłbym tego nigdy. Nawet umierające zwierzęta musiały w końcu cierpieć...
- Zgoda. Prowadź Patryku – powiedziałem, po czym podniosłem się z siedzenia. W jednej chwili lud rozstąpił się, by umożliwić mi przejście. Podążałem za chłopakiem aż do zagrody, w której osobno stała przywiązana do słupa świnia. Kiedy otoczył ją tłum ludzi, zaczęła wściekle kwilić. Próbowała uciec, szarpiąc za linę, jednak zupełnie bezskutecznie.
Ściągnąłem z ręki rękawicę, po czym powoli zbliżyłem się do zwierzęcia, uważając przy tym, by nie wykonywać gwałtownych ruchów. Nie chciałem jej przestraszyć jeszcze bardziej i w konsekwencji gonić po całej oborze. Kiedy nawiązałem z nią kontakt wzrokowy, było o wiele łatwiej. Zwierzę zatrzymało się w bezruchu, czekając na mój gest. Wykorzystałem tę okazję, przykładając do jej ciała swoją nagą dłoń. W jednej chwili świnia przestała się wiercić i opadła bez sił na ziemię. Oczy, które do tej pory przypatrywały się mi ze strachem, zrobiły się szklane i puste.
Przez tłum przebiegł okrzyk przerażenia. Najbliżej stojący mnie ludzie, szybko cofnęli się, nie chcąc mieć ze mną żadnego kontaktu. Nie dziwiłem się im, też bym tak zrobił.
- Rozumiem, że zawarliśmy układ – mruknąłem, przyglądając się uważnie zebranemu wokół mnie tłumowi. Nikt nie odważył spojrzeć mi w oczy oprócz Patryka Huga, który podszedł do mnie i wyciągnął niczym nieokrytą dłoń w moim kierunku, mówiąc:
- Będziemy zachwyceni, panie.
Założyłem szybko rękawicę, po czym uścisnąłem dłoń chłopaka. Byłem wdzięczny za jego postawę. Krótko po złączeniu się naszych rąk, zgromadzeni ludzie opadli na kolana. Gdy to uczynili, zrozumiałem, że był to historyczny moment. Jeśli plan przejęcia tronu przez Samuela się powiedzie, wieść o wydarzeniach, jakie działy się tego dnia będzie powtarzana przez stulecia. Na swój sposób było to bardzo niezwykłe. Jak często w trakcie toczonego przez siebie życia można wziąć udział w czymś takim? Odniosłem przeczucie, że czeka nas więcej podobnych chwil.
Dziwnie było mi stanąć się nagle postacią pierwszoplanową. Oczywiście życie wielu ludzi zależało do tej pory ode mnie. W końcu to przez moje narodziny wojna oblała znaczną część naszego kontynentu. Później jednak moje istnienie odeszło w cień. Jak aktor czekałem zza kulis, dopóki mógłbym pomóc w zaprzestaniu sprzeczki, która powstała, kiedy pojawiłem się na scenie. I choć nie wiedziałem, co mnie czeka, już teraz byłem pewien, że mój występ nie skończy się zbyt wcześnie. Obawiałem się wizji artysty, jednak postanowiłem się jej poddać i wykorzystać wszystko, z czym mnie stworzył, by dla innych walczyć o lepsze życie. Ciekawe co mi z tego przyjdzie...
Kiedy ludzie podnieśli się z ziemi, podszedł do mnie Sami z szerokim jak nigdy uśmiechem, po czym przytulił mnie mocno do siebie na oczach wszystkich zgromadzonych.
- Cieszę się, że postanowiłeś pomóc Floressie. Masz u mnie dług wdzięczności książę – powiedział, po czym odsunął się ode mnie z głupim uśmiechem. Kiedy tylko to zrobił, moje serce przyśpieszyło, a twarz zarumieniła się. Chyba muszę z nim porozmawiać na osobności na temat publicznego okazywania przez niego uczuć.
- Mam nadzieję, że go spłacisz książę – powiedziałem tylko.
- Zapraszamy wieczorem na biesiadę! Z pewnością będzie co świętować! – krzyknął jeden z chłopów, zabierając się ze swoim kompanem za upuszczanie ze świni krwi i przenoszenie jej do karczmy, w której zapewne będzie przygotowywane jadło na całą uroczystość. Przeczuwałem, że to będzie długa i pełna emocji noc. No cóż... każdemu z nas przyda się odrobinę odpoczynku i rozrywki.

***



Pary wirowały po parkiecie w takt tradycyjnego dla Floressy tańca. Polegał on na skocznym odstawianiu i dostawianiu nóg do tych partnera i wesołym przyklaskiwaniu w takt. Śmiejąc się, obserwowałem, jak poszczególni tancerze wydają z siebie gwizdy i okrzyki mające na celu pokazać podziw wobec ruchów swoich partnerek. Na ów zaloty kobiety odpowiadały tylko perlistym śmiechem, co jakiś czas wprawiając swoje barwne suknie w ruch. Ubrania wyglądały naprawdę zjawiskowo. Równie dobrze mogły być one prezentowane na królewskim dworze. Nie były one zbyt długie, by nie przeszkadzały podczas tańca. Liczne korale i kokardy, które je zdobiły, sprawiały, że wyglądały one zarówno uroczo, jak i bardzo wystawnie.
Sam starałem ubrać się na ów uroczystość, jak najlepiej tylko mogłem. Może moje ciemne spodnie i kremowa koszula przewiązana sznurem w pasie nie stanowiła najlepszego wyboru, jakiego mogłem dokonać, jednak była wygodna i zasłaniała większość mojego ciała.
- Aleksandrze poznaj, proszę Simona – powiedział Erick, który właśnie podszedł do ławy, przy której siedziałem wraz z Frankiem. Rozmawialiśmy do tej pory o konieczności odwiedzenie pozostałej ilości wiosek w ciągu trzech dni. Obawialiśmy się, że informacje o naszych działaniach bardzo szybko dotrą do króla Floressy, przez co nie mogliśmy pozwolić sobie na ani jeden dzień zwłoki. Poza tym szybsze uporządkowanie spraw we Floressie pozwoliłoby nam na rozpoczęcie pertraktacji z Ignis.
Przyprowadzony przez Ericka chłopak był niewiele od niego niższy. Posiadał czarne włosy i niezwykle jasne oczy. Gdyby nie fakt, że mieszkał we Floressie, na pierwszy rzut oka powiedziałbym, że pochodzi z Aquerii. Jego uroda była bardzo charakterystyczna dla obywateli tamtych ziem.
- Książę – ukłonił się, a ja uśmiechnąłem się do niego.
- Usiądźcie, proszę – powiedziałem, wskazując im ławkę naprzeciwko nas. Kiedy mężczyźni zajęli miejsca, Erick wesołym głosem oznajmił, że dzięki Simonowi będziemy mogli dostać się bez problemu na królewski dwór Ignis.
- Jego ojciec pracuje na dworze królewskim i jest służącym samego króla! – emocjonował się rudowłosy, patrząc raz na mnie, raz na Franka roziskrzonymi oczami – Mówiłem już o tym Samuelowi i on też twierdzi, że jest to doskonała okazja na poproszenie o audiencję.
- To cudownie! – krzyknął Frank – To zdecydowanie bardzo ułatwi nam zdobywanie zaufania w południowych wioskach graniczących z Ignis.
- Jak szybko jesteś w stanie skontaktować się z ojcem i otrzymać wiadomości na ten temat Simonie? – zapytałem. Bardzo ucieszyła mnie ta informacja, jednak postanowiłem nie oczekiwać cudów. Król Ignis należał do specyficznych władców. Ligna nigdy nie zwracała się z żadnymi prośbami czy paktami do Krainy Ognia, ponieważ współpraca ta była zbyt nieprzewidywalna. Nie raz słyszeliśmy o nagłych działaniach ze strony Ignis, które wcześniej nie były ustalane z jej sojusznikami. Mój ojciec wolał wiedzieć, na czym stoi. W porównaniu z nim ja mógłbym wydać się szaleńcem w oczach lignijskich strategów. Nie miałem jednak wyboru. Pod Ligną dawno temu zaczął palić się grunt. Nie zamierzałem dopuścić do jego całkowitego spopielenia.
- Bezzwłocznie wyślę wiadomość za pomocą ptasiej poczty. Po południu powinienem otrzymać odpowiedź – powiedział zdeterminowany.
- Świetnie – ucieszyłem się – Nawet nie wiesz, jak wdzięczni jesteśmy za twoją pomoc.
Chłopak odpowiedział mi wesołym uśmiechem, po czym popędził nadać list do ojca. A jednak poddanym również zależało na dobru ich państwa.
- Aleks! Co tak siedzisz? – usłyszałem zza pleców. Kiedy tylko odwróciłem się do tego znanego mi głosu, ujrzałem blondyna ubranego w bawełnianą koszulę. Jej błękitna barwa doskonale komponowała się z jasnymi spodniami i skórzanymi, czarnymi butami.
- A co mam robić? – zapytałem, popijając czerwone wino.
- Tańczyć! – odpowiedział z szerokim uśmiechem. Od paru godzin ciągle podchodziły do niego kobiety, prosząc choćby o chwilę na parkiecie. Książę oczywiście nie śmiał żadnej odmówić, dlatego większość przyjęcia spędził, kręcąc się po sali z coraz to ładniejszymi partnerkami.
- Nie chcę przestraszyć tych ludzi Sam – powiedziałem, przewracając oczami. Już widziałem, jak kolejka kobiet ustawia się, by móc zatańczyć z człowiekiem, którego mały dotyk sprawi, że mogą umrzeć na miejscu. Byłem przyzwyczajony, że w trakcie podobnych przyjęć, spędzam cały czas na rozmowie z gośćmi i siedzeniu przy stole. W ten sposób nikomu nie mogłem zrobić krzywdy.
- Przecież nie mają czego się bać – powiedział, przysiadając się do mnie i biorąc do ręki kielich wina, z którego do tej pory sączyłem trunek. Kiedy napił się z niego, przyjrzał się mi z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po chwili jego usta uchyliły się w lekkim uśmiechu, a oczy otworzyły się szerzej niż zazwyczaj.
- O co chodzi? – zapytałem, śmiejąc się przy tym. Chłopak wyglądał, jakby właśnie wpadł na genialny pomysł. Nie musiałem długo czekać na podzielenie się nim ze mną.
- Zatańcz ze mną.
- Co? – zdziwiłem się.
- Książę Aleksandrze, wyświadczysz mi tę przysługę i zatańczysz ze mną? – zapytał, wstając i podając mi dłoń.
- Aaa... a... le... – zacząłem, jednak nim zdążyłem wypowiedzieć coś więcej, chłopak pochwycił moją dłoń, po czym zaprowadził na parkiet. Ludzie na początku nie zorientowali się, kim byłem. Dopiero po paru minutach ze zdziwieniem zaczęli odsuwać się ode mnie na bezpieczną odległość. Spowodowało to wytworzenie wokół naszej pary dość dużej, wolnej przestrzeni do tańca.
- Powinienem częściej z tobą tańczyć – stwierdził ze śmiechem mój partner, kładąc swoje ręce na mojej talii – Nareszcie można oddychać.
- Niepotrzebnie stresuję tych ludzi – mruknąłem, umieszczając na początku swoje dłonie na barkach chłopaka, a później obejmując nimi jego szyję. Daleko było temu tańcowi do przykładnego poruszania się na królewskim bankiecie, jednak w tamtej chwili wydawał mi się najbardziej naturalnym. Nasz taniec nie należał do najzgrabniejszych. Powolna muzyka nie sprzyjała nadania mu szybszego tempa, więc nasze ruchy były niezwykle powolne. Nie przeszkadzało mi to jednak. Pod jakimś względem byłem bardzo wdzięczny Samuelowi, że wyciągną mnie na parkiet.
- Nie stresujesz – powiedział, kładąc swoją głowę na moim ramieniu. Nasze biodra i barki stykały się ze sobą prawie na całej płaszczyźnie, znacząco utrudniając nam przy tym poruszanie się. Mój ojciec wydziedziczyłby mnie, gdyby zobaczył, jak w tym momencie łamałem zasady wpajane mi od dziecka. Nie tak powinien wyglądać taniec. Tak się nie godzi, usłyszałem w głowie słowa ojca, Księciem nie jesteś tylko podczas ważnych spotkań. Prywatnie również powinieneś zachowywać się jak prawowity następca tronu Ligny.
- Jak się bawisz? – przerwał moje rozmyślania głos Samuela.
- Nie pamiętam już, kiedy ostatnimi czasy tańczyłem – przyznałem – O ile to, co właśnie robimy, można nazwać tańcem – dodałem.
- Wierz lub nie, ale jest to tradycyjny taniec Floressy – odpowiedział z powagą Sami.
- Naprawdę? – zdziwiłem się.
- Jasne, rozejrzyj się tylko – powiedział ze śmiechem. Kiedy rozejrzałem się na boki, ujrzałem ku mojemu zdziwieniu inne pary tańczące dokładnie w ten sam sposób co my.
- W moim kraju uznano by to za profanację tańca i zbyt bliskie spoufalanie się – poinformowałem, a ramiona księcia Floressy drgnęły we wyniki cichego śmiechu.
- Czyli dobrze myślałem uważając Lignę za stolicę powagi i zasad – powiedział, uśmiechając się szeroko. Spojrzałem w jego roziskrzone oczy, unosząc do góry jedną brew.
- A ja Floressę za krainę błaznów, spójrz, jak się dopełniamy...
- Widzę, że humor dopisuje, książę – stwierdził tylko, obracając mnie wokół własnej osi. Kiedy wróciłem do jego ramion, poczułem, jakbym znów był w domu. Hm... zdecydowanie zbyt szybko przyzwyczajałem się do ludzi. Z Samuelem było jednak inaczej. Kiedy przy nim byłem, odczuwałem dziwne uczucie spokoju. Jakby sama jego obecność mogła zapewnić mi bezpieczeństwo.
- A i owszem – stwierdziłem, śmiejąc się cicho.
- Chodźmy stąd – mruknął Sami, przyciągając mnie do siebie – Nie lubię, jak wszyscy mnie obserwują.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że część par, które do tej pory zajmowały parkiet, przyglądały się naszym ruchom, podpierając ściany. Właściwie z każdą chwilą ilość tancerzy malała, a pojawiała się ilość par oczu. Nie wiedziałem, czy obserwujący denerwowali się o życie ich przyszłego króla, czy też przyglądali się nam z innego powodu. Jednego byłem pewien – sytuacja ta nie należała do najprzyjemniejszych.
- Wiesz, że jako król będziesz musiał przywyknąć do podobnych zdarzeń... -zacząłem, ale urwałem, widząc błagalne spojrzenie Samuela – Dobrze, chodźmy.
Kiedy tylko wypowiedziałem te słowa, chłopak zaczął ciągnąć nas na początku w kierunku stołów, a później schodów prowadzących do sypialni.
- Zdajesz sobie sprawę, że musi to wyglądać dość dwuznacznie? – zapytałem. Czułem, jak moja twarz płonie. Kiedy wychodziliśmy z sali, moich uszu dobiegły nawet gwizdy i sporadyczne oklaski. Naprawdę nie wiedziałem, co ci Florianie mieli w głowach.
- Dwuznacznie musiała wyglądać twoja mina, kiedy opuściliśmy parkiet – usłyszałem, przez co moje policzki przybrały jeszcze bardziej nasyconą barwę czerwieni.
Na schodach prowadzących do naszych sypialni było wystarczająco ciemno, bym nie wiedział, gdzie stawiać następne kroki. Na szczęście nie było ich zbyt wiele, więc szybko pojawiliśmy się na ich szczycie. Ku mojemu zdziwieniu nie ruszyliśmy jednak w kierunku naszego pokoju, jak zakładałem na początku.
- Dokąd... – urwałem, kiedy chłopak przyłożył mi palec do ust. Uniosłem jedną brew w reakcji na ten gest, lecz nie powiedziałem nic więcej. Blondyn otworzył drzwi, znajdujące się tuż koło tych od naszej sypialni, po czym pociągnął mnie do środka, ciemnego pomieszczenia. Kiedy usłyszałem brzęk zamykanych drzwi, spanikowałem, po czym ścisnąłem mocniej rękę Samuela – Co to za miejsce? – zapytałem drżącym głosem.
- Jeszcze trochę – usłyszałem go, a następnie poczułem jak jego dłoń, opuszcza moją. Po chwili usłyszałem dźwięk nienaoliwionych zawiasów, a zaraz po nim pomieszczenie zostało wypełnione jasnym światłem, które zapewniał wiszący nad moją głową księżyc.
- No chodź Aleks – usłyszałem śmiech księcia Floressy, który stał na drewnianej drabince, prowadzącej prosto na słomiany dach. Zawahałem się przez chwilę. Co, jeśli spadniemy stamtąd albo ktoś nakryje nas na wchodzenie na dach karczmy? Było to niepoważne, nieodpowiedzialne i zupełnie niezgodne z wszelką etykietą, która przypadała ludziom naszego statusu społecznego… ale oczy Samiego spoglądały na mnie tak prosząco…
Westchnąłem pod nosem, mrucząc przy tym:
- W co ja się znowu pakuję?
Wszelkie wątpliwości opuściły mnie, kiedy znalazłem się na dachu i położyłem zaraz obok blondyna, który mnie tutaj zaprowadził. Widok był przepiękny. Mroczne niebo połyskiwało na wiele kolorów. Nie było jak zawsze mroczne ze srebrnymi gwiazdami. Miało wiele odcieni granatu i czerni. Obsypane różnej wielkości brokatowymi punktami sprawiało wrażenie najdroższej szaty, jaką można było tylko założyć. Tak nieosiągalnej dla zwykłych śmiertelników… a tak nieskończenie pięknej.
Nie tylko niebo zasługiwało na słowa uznania. Mroczny las, rozpościerający się za ułożonymi w przypadkowych miejscach chatach, zdawał się ostoją wszelkiego zła tego świata. Wyglądał jakby ot, tak mógł pochłonąć niepozorne domostwa, oświetlone płonącymi pochodniami. Wydawał się niepokonany i dziki. Poruszał się dzięki lekkiemu wietrzykowi… był żywy. I w jego centrum byliśmy my – dwoje ludzi, którzy wydali wyrok niekończącej się walki. Wojna uśmierciła tyle istnień. Otaczało nas życie, a my nieśliśmy ze sobą śmierć.
- Jak tu pięknie – westchnąłem, patrząc w połyskujące niebo.
- Tak, to prawda – powiedział Sami lekko zachrypniętym głosem – Myślałem, że nie dam rady znieść tego przyjęcia, ale nie było tak źle.
- Dlaczego miałbyś nie dać rady? – zapytałem zdziwiony, przenosząc wzrok na chłopaka. Miał zamknięte oczy. Sprawiał wrażenie bardzo zmęczonego i sennego.
- Nie lubię miejsc, w których jest wiele ludzi, a tym bardziej, kiedy wszyscy mnie obserwują. Mogę z tym żyć, jednak za każdym razem towarzyszy mi pewien… dyskomfort? Wiem, to dziwne, skoro jestem następcą tronu, jednak mam tak od dziecka. Kiedy rodzice byli przy mnie było jakoś łatwiej, a teraz… - pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem – Nieważne. Dziękuję za taniec.
Zaśmiałem się cicho w reakcji na słowa chłopaka
- To była przyjemność. Świetnie tańczysz Samuelu. W porównaniu do ciebie, czułem się jak worek ziemniaków.
- Bardzo przyciągający wzrok, worek ziemniaków – sprecyzował blondyn, powodując zaczerwienienie mojej twarzy.
- A więc uznam to za komplement – mruknąłem, spoglądając w bok. Nie chciałem pokazać, jak ciepło zrobiło mi się przez słowa chłopaka. Rzadko kiedy słyszę, że jestem atrakcyjny. Może i ciemne włosy i jasne oczy mogły wydać się poniekąd ciekawe, moje nieumięśnione ciało na pewno takie nie było.
- Koniecznie – usłyszałem szelest koło mojego lewego ucha. Kiedy odwróciłem się w tamtym kierunku, twarz Samuela była nadzwyczaj blisko mojej. Nim się spostrzegłem, nasze usta połączyły się ze sobą, po czym zaczęły ocierać się o siebie. Wargi wilgotniały z powodu zaciętej gry naszych języków. Po chwili poczułem jak palce chłopaka, wtapiają się w moje włosy. To było takie przyjemne… Kiedy zaczęły poruszać się po mojej głowie, poczułem przyjemne mrowienie.
Gdy odczepiliśmy się od siebie, wtuliłem głowę w ciało chłopaka, tylko po to, by obserwować, jak jego klatka porusza się, w co raz to wolniejszym tempie.
- Nie powinniśmy tego robić – powiedziałem w pewnym momencie, spoglądając prosto w oczy chłopaka – Dobrze wiesz, że skończy się to tylko cierpieniem obojga z nas.
Sam popatrzył na mnie ze smutkiem.
- Nie myślmy o tym teraz – poprosił, głaszcząc mnie po włosach. Oddałem się tym zabiegom, wpatrując się w niebo. Starałem się, by moja twarz nie miała przy tym żadnego wyrazu, jednak zupełnie bezskutecznie. Nie musiałem długo czekać na łzy, toczące się powoli z moich oczu. Nie mogliśmy być razem. Moim przeznaczeniem było małżeństwo z córką jakiegoś poważanego rodu, spłodzenie potomka i opieka nad Ligną. Nie mogło dojść do niczego innego. Dlaczego pozwoliłem na takie zbliżenie się pomiędzy nami? Nie stało się to przecież tylko przez dotyk… A może jednak? Skoro Sam był odporny, to może gdzieś tam istniała kobieta, która będzie nosiła w swoim łonie moje dziecko? Nie mogłem tego wykluczyć. Jeśli takowa istniała, nie mogłem pozwolić na żadne zbliżenie. A tym bardziej z księciem Floressy… on sam musiał zatroszczyć się o swój kraj. Nie zamierzałem mu w tym przeszkodzić.

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    cudnie, o tak musieli mieć dowód na umiejętności Alexandra, szkoda tylko ze zaraz po zaprezentowaniu ich nie pojawił się Samuel i na przykład nie dotknął, go wtedy mieli by też dowód że w dziwny sposób Samuelowi nic się nie dzieje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudnie, o tak musieli miec dowód na umiejętności Alexandra, szkoda tylko że zaraz po zaprezentowaniu ich nie pojawiał się Samuel i na przyklad nie dotknął go wtedy, mieli by też dowód że w dziwny sposób Samuelowi nic się nie dzieje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń