Patrzyłem na chłopca nierozumiejącym wzrokiem. Życie i śmierć. Samuel i ja.
- O czym ty właściwie mówisz? - zapytałem, marszcząc brwi.
- O przepowiedni, która sięga czasów, kiedy jeszcze smoki witały nasze niebo swoimi majestatycznymi skrzydłami... Tak... historia ta trwa od zamierzchłych czasów i nareszcie może osiągnąć swój finał!
Czując nagłe zaniepokojenie, pochwyciłem dłoń siedzącego obok mnie Księcia Floressy. Co jeśli białowłosy był niezrównoważony psychicznie? Wcześniej co prawda nie ukazywał żadnych ku temu przesłanek, jednak teraz będąc z nami w tak odosobnionym miejscu...
Obiekt mojego niepokoju, najwyraźniej domyślił się krążących po mojej głowie myśli, gdyż westchnął ciężko, po czym zaproponował:
- Proszę tylko o wysłuchanie. Pozwólcie, że opowiem wam wszystko co wiem o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości - nie słysząc żadnego sprzeciwu, uśmiechnął się lekko, po czym rozpoczął swą opowieść - Skłamałbym, gdybym powiedział wam, że znam konkretny czas, który wytworzył ów przepowiednię. Chodzą słuchy, że wygłosił ją jeden z Milczących, jednak to niemożliwe, w końcu ich struny głosowe nie pozwalają na...
- Milczących? - zapytał zdumiony Sami, marszcząc przy tym delikatnie brwi.
- Są to zakonnicy żyjący w wysokich górach - wyjaśniłem - Zwykle ci którzy decydują się do nich dołączyć, mają przecinane struny głosowe, by nie móc wyjawić poznanych w zgromadzeniu tajemnic. Ci ludzie... posiadają niebezpieczną wiedzę, dlatego żyją w odosobnieniu - wzdrygnąłem się na myśl o chodzących w białych kapturach zakonnikach. Ojciec opowiadał mi o nich, kiedy byłem dzieckiem. Miało mnie to zmotywować do skutecznego ukrywania tajemnic za swoimi zębami. Cóż... poskutkowało. Wizja ludzi z bliznami na gardłach i pustym spojrzeniu, często nachodziła mnie w koszmarach, kiedy byłem dzieckiem.
- Dokładnie tak - potwierdził Michael z lekkim uśmiechem - We Floressie, Milczący nie przebywają już od paru tysiącleci, nic więc dziwnego, że o nich nie słyszałeś Samuelu. W każdym razie to z ich grupy wypłynęła przepowiednia noszona na barkach przez mojego przodka. Była ona przekazywana z ust do ust tylko w mojej rodzinie. W końcu wraz ze śmiercią mojego ojca, to ja zostałem jej Strażnikiem. Zanim jej wysłuchacie... proszę, zanim cokolwiek zrobicie, przemyślcie wszystko na spokojnie. Na pewno doznacie szoku, a ja... muszę powstrzymać was od wszelkich działań, które mogą zakłócić przyszłość.
- Działań mających zakłócić przyszłość? - zapytałem, unosząc jedną z brwi - brzmisz jak...
- ... Widzący. Tak, w istocie nim jestem - powiedział, a na moim karku pojawił się zimny pot.
- Nie chcę wiedzieć! - wstałem nagle, przykładając dłonie do uszu. Czułem się jak małe dziecko, które nie chce być kolejny raz zranione.
- Aleks, uspokój się... - zaczął Sami, podnosząc się i kładąc na moich barkach swoje dłonie.
- Nie chcę znać przyszłości, której nie można zmienić - powiedziałem, zaciskając usta we wąską kreskę - Czy zdajesz sobie sprawę, jak wiele ta wiedza może zmienić? Co jeśli... - zamilknąłem, poruszając bezwiednie wargami. Po paru sekundach odzyskałem głos, by dopowiedzieć szeptem - Nie chcę wiedzieć, kiedy bliskie mi osoby umrą. Jeśli...
- Dowiem się, że by wybawić te ziemie od wojny, będę musiał zginąć? Uczynię to z zaszczytem - pogłaskał delikatnie mój policzek, wpatrując się w moje oczy. Pokręciłem głową nie dowierzając. Nie chciałem się z nim po raz kolejny kłócić o wartości, jakie powinny kierować jego życiem. Byłem taki samolubny... Mimo tego, że chłopak chciał poświęcić się dla tylu ludzi, ja potrafiłem tylko myśleć o tym, że znowu może mnie opuścić.
- Nie przeżyłbym tego - powiedziałem cicho, spoglądając tępo w dal.
- Hej... - mruknął blondyn, kładąc mi na ramieniu rękę. Kiedy uniosłem głowę, na jego twarzy widniał się lekki uśmiech - Sam słyszałeś, że już się ode mnie nie uwolnisz.
- W istocie, masz rację - dobiegł nas lekki ton Michaela - Przepowiednia nie dotyczy śmierci, lecz narodzin nowej ery dla Krain Siedmiu Kondygnacji! Nim jednak będę mógł wam ją wyjawić, musicie poznać to co ma doprowadzić do jej spełnienia. Przeszłość... - albinos uśmiechnął się tajemniczo, po czym zapraszającym ruchem gesty powiedział - Rozsiądźcie się zatem wygodnie, bowiem cofniemy się do czasów, w których słynny kamienny mur został zbudowany, by oddzielić ziemię Floressy od Ligny.
Wciąż pełen obaw, spełniłem polecenie białowłosego, po czym przeniosłem się do momentu, kiedy to pomiędzy obiema z krain panował niezmącony przez czas pokój. Ach! Tyle razy czytałem o tym w księgach! O wiele większy dostatek, praktyczny brak nagłych śmierci... i te ziemie... rozległe, nie w pełni zamieszkane... Dominowała wtedy natura, a ludzie żyli zgodnie z nią. Harmonia jaka towarzyszyła takiemu życiu, musiała być niesamowita.
Moje rozmyślania, przerwał głos chłopca.
- Zapewne słyszeliście legendę o dziecku, które zabłądziło w lesie niedaleko muru. W końcu to z jego powodu wybuchnął spór! - białowłosy, z roztargnieniem przewrócił oczami - Sam nie wiem co jest gorsze nadmierna wiedza czy jej brak. Musicie wiedzieć, że dziecko, które zgubiło się w lesie, nie znalazło się w nim bez przypadku. Przyciągnęła go do siebie jaskinia, w której obecnie siedzimy. Zagubiony, bezbronny szkrab, który wzbudził taką sensację... miał potężną moc... Przewidział to wszystko.
- Był Widzącym jak ty? - zapytałem cicho, wyobrażając sobie małe dziecko, przemykające pomiędzy połyskującymi kryształami.
- Był Widzącym - potwierdził Michael - Pewnej nocy przyśniła mu się budowa tego muru, która przecież miała miejsce wiele tysięcy lat przed jego narodzinami... Wiedział, że stała za tym ogromna tajemnica. Mówił o tym rodzicom, jednak wszyscy traktowali go z lekką pobłażliwością. Mur wysoki na parę metrów miał ukrywać jaskinie? Nie miało to sensu! Nie łatwiej byłoby ją zasypiać skałami, by była niedostępna dla przyszłych pokoleń? - chłopiec, zacisnął mocno palce, jakby na powrót przeżywając wydarzenia tamtych czasów - Nikt nie zdawał sobie sprawy, że sam mur to tylko przedłużenie tego miejsca... Widzicie... Gdyby zniszczyć tę konstrukcję, w jej centrum szybko odnaleźlibyście podobne kryształy do tych, umieszczonych w tym miejscu. Magia jaskini... musi się roznosić, nie może być zamknięta... Inaczej kumuluje się i sama zaczyna się rozrastać. Za dawnych czasów odpowiedzialne były za to smoki. Wraz z wyginięciem jednak ostatniego z nich, władcy zbyt przestraszeni ogromu mocy tego miejsca, na początku zasypali je skałami. Później widząc, że zaraza zaczyna rozprzestrzeniać się, wybudowano bardzo wysoki mur... który promieniuje magią. Jest swojego rodzaju smokiem, który roznosi ją dalej. Dzięki temu wszystkie cykliczne procesy przyrody niezaburzenie trwają od tysiącleci! Magia... jest niezbędna do życia. Chłopiec, który przyszedł tutaj pod wpływem wizji wiedział o tym.
Kiedy znalazł się w tym miejscu, nie zdawał sobie sprawy z toczącego się czasu. Moc jaka przepełniała to miejsce była zbyt ogromna i wzięła go w swe posiadanie. Pokazała mu przeszłość, przyszłość... poszerzyła jego wiedzę. Dziecko nieomal nie oszalało pod wpływem tego spadku ludzkości. Był tak samo cenny... jak i destrukcyjny.
Tymczasem lata mijały, toczyła się wojna, a chłopiec nareszcie został wypuszczony przez swoją towarzyszkę. Tak wiele się zmieniło... Jego rodzina, dom, ziemia... wszystko zniknęło, zniszczone przez czas. Widząc rozlegające się cierpienie chłopiec zapragnął pomóc. Udało mu się uzyskać audiencję u obu królów, wcześniej gwarantując im informacje, które mogły przechylić szalę zwycięstwa na ich korzyść. Mówił o nieciągnącym się rozlewie krwi, jeśli obie krainy nie dojdą do kompromisu... Niestety nikt nie chciał go słuchać. Władcy zaślepieni byli wyrządzoną krzywdą... pragnęli zemsty.
Wtedy dziecko miało następne widzenie. Dwoje młodych władców, którzy zjednoczyliby Krainy Siedmiu Kondygnacji... Posiadający niebywałą moc, przepełnioną samą magią, która nie pragnie niczego oprócz równowagi. Chłopiec zdradził królom usytuowanie jaskini. To nie przypadek, że wasze matki stały się brzemienne w tym samym czasie. To magia za tym stała. Kiedy kolejno monarchowie przyszli ze swymi rodzinami w to miejsce... poczuli się oszukani. Dopiero podczas ciąży ich obu żon zrozumieli. Władczynie odznaczały się w ich trakcie niesamowitą mądrością. Były niczym Widzący, lecz posiadający przy tym mądrość Milczących. Pragnęły zjednoczenia, magia im to w końcu obiecała. Stąd powstała umowa dotycząca zawarcia małżeństwa pomiędzy ich potomkami. One... były przekonane, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, tymczasem urodziliście się wy... Najważniejsza dama Ligny umarła wraz z porodem przez magię. Twój ojciec Aleksandrze... wpadł w szał. Bardzo ją kochał. Myślał, że go oszukano. Teodoryk de Germanii nic nie stracił. Jego żona była zdrowa, więc dlaczego Ligna miała płacić za błędy obu nacji? Wojna z powrotem rozgorzała... Resztę historii już znacie.
Siedząc w milczeniu, analizowałem historię opowiedzianą przez Michaela. Moja matka poświęciła swoje życie... w imię czego?
- Nie rozumiem - powiedział cicho Samuel - Skoro magia pragnęła równowagi... Dlaczego zginęła tylko żona króla Ligny?
- Nie chodziło o śmierć tej kobiety - białowłosy uśmiechnął się lekko, spoglądając na mnie z pewnym roztkliwieniem - Aleksander jest śmiercią. I to w dosłownym znaczeniu tego słowa. Dotykiem odbiera czyjeś życie, ale nie tylko nim... To co wydarzyło się na polu bitwy...
- Byłeś tam?! - krzyknąłem zdumiony - Nie zapobiegłeś temu?! Skoro wiedziałeś, że...
- Aleks, uspokój się. I tak nic to nie zmieni... - silna dłoń Samuela lekko sprowadziła mnie na ziemię.
- Widziałem to wydarzenie w wizji - odezwał się po chwili Michael - Ja... nawet gdybym mógł tam wtedy być, nic nie mógłbym zdziałać. To było zaplanowane przez przeznaczenie...
- Przeznaczenie - warknąłem cicho - Jeśli moim przeznaczeniem jest zabijanie, pierwszy lepszy sztylet jaki znajdę, wyląduje w mojej klatce, przebijając przy tym serce!
- Proszę, nie mów tak - cichy głos Samuela zakradł się do mnie, wywołując dreszcz.
- Każda śmierć odbiera mi cząstkę mnie, jeśli mam to robić w nieskończoność, ja... - mój głos zadrżał lekko. Czując cały chłód, wtuliłem się w ciepło siedzącego obok mnie chłopaka. Nie zgadzałem się z taką przyszłością. Dlaczego musiałem cierpieć? To jest ta równowaga ustalona przez magię?
- Nie będziesz musiał - melodyjny głos bladego chłopca, sprawił, że zwróciłem głowę w jego stronę - Jak wspomniałem, jesteś śmiercią. Nie możesz za bardzo przechylić szali. Widzisz... Masz u swego boku życie, jest nim Samuel.
- Nie potrafię sprowadzać zmarłych zza grobu - poważny głos Księcia Floressy, sprawił, że jego klatka zadrgała lekko - Nie potrafię ochronić innych przed śmiercią. W jaki sposób według ciebie miałbym...
- Życie... to nie jest takie proste Samuelu de Germanii - lekki uśmiech, rozbłysnął na twarzy chłopca - Zarówno życie jak i śmierć są nierozerwalne. Wasza wędrówka jest połączona i trwać będzie bez końca, zapewniam was. Twoja rola w tym wszystkim jest zupełnie inna. O wiele trudniej jest zwrócić coś, co zostało wcześniej odebrane. Możesz za to stworzyć to na nowo...
- Nie wiem o czym mówisz, dlaczego... - głos blondyna uniósł się, pokazując jego rozdrażnienie.
- Niewiedza rodzi strach - powiedział Michael, a Samuel uspokoił się gwałtownie - Jesteś częścią cyklu, niezbędną do dalszej drogi.
- Ja nie rozumiem, nie wiem dlaczego... jaka jest moja rola w tym wszystkim - wyszeptał wyraźnie zagubiony blondyn.
- Oboje jesteście niezbędni, by uwolnić Kondygnacje z tyrani. Jesteś dopełnieniem Aleksandra, a on Twoim. Tylko to musisz na razie wiedzieć - głos Michaela rozbrzmiał w jaskini, pozostawiając nas w osłupieniu - Na razie posiadasz za małą wiedzę i jest o wiele za wcześnie by móc ją powiększyć. Idź za przeznaczeniem. Z czasem zrozumiesz dlaczego.
Odetchnąłem głęboko, zamykając oczy. Zbyt wiele informacji, stworzyło zbyt wiele pytań, na które nie mogliśmy uzyskać odpowiedzi.
- Och, przepraszam, chyba zbyt wiele wam zdradziłem - lekki uśmiech wykwitł na twarzy Michaela, a jego lica pokrył delikatny rumień - Po raz pierwszy mogę porozmawiać z kimś o tym wszystkim i prawdopodobnie się zagalopowałem. Tyle lat...
- Ile? - zapytałem nagle, chcąc jak najszybciej rozwiać swoje wątpliwości dotyczące wieku Strażnika Tajemnicy. Posiadał wiedzę Milczącego, był Widzącym... emocjonalnie przypominał osobę liczącą sobie co najmniej kilkadziesiąt lat, tymczasem... wyglądał niczym dziecko.
- To ja jestem tym chłopcem z opowieści - cichy szept rozniósł się po jaskini, a wszystkie kryształy, które się w niej znalazły zalśniły przez chwilę jasną poświatą - To przeze mnie na wasze rodziny spadło nieszczęście, ja... nie było innego wyjścia.
Po jego oświadczeniu, w pomieszczeniu zapanowała długa cisza. Michael widząc naszą reakcję, wstał, po czym skierował się w stronę wyjścia z jaskini.
- Wrócę za parę godzin. Pewnie musicie ułożyć to sobie w głowach... Proszę... nie działajcie zbyt nagle. Tylko jeśli zaakceptujecie przeszłość, będę mógł ukazać wam przyszłość.
Po tych słowach wyszedł. Przez długi czas siedzieliśmy w ciszy. Każdy z nas miał wiele czynników do przemyślenia. Role jakie musieliśmy wypełnić... Czego w zasadzie od nas wymagały?
- To zbyt wiele - cichy szept Samuela przerwał ciszę - Czuję się, jakby ktoś z całej siły uderzył mnie maczugą w głowę.
- A więc jesteśmy w tym razem - mruknąłem - Nic z tego nie rozumiem. Moja matka umarła, bym mógł przyjść na świat. W jakim celu? Bym mógł zabijać, byś zasiadł na tronie? To niedorzeczne.
- Aleks ja... - poczucie winy wypełniające oczy blondyna, spowodowały, że uniosłem w ich stronę swoje dłonie. Obejmując jego szczękę, powiedziałem poważnie:
- Zrobiłbym to pomimo przeznaczenia - obserwowałem jego oczy z uwagą.
- Nie rozumiesz... Dlaczego to ja nie przyczyniłem się do śmierci swojej matki? Czemu to ja nie muszę dźwigać poczucia winy związanego z kolejnymi śmierciami. Ja... to wszystko jest zbyt niesprawiedliwe.
- Przecież właśnie to robisz - uśmiechnąłem się smutno, gładząc jego dolną wargę swoim kciukiem - Nie zadręczaj się tym, proszę cię. Wierzę, że nic nie stało się bez przyczyny.
- Aleks ja... - zaczął, jednak przerwałem mu szybko, łącząc nasze usta powolnym pocałunkiem.
- Dokonasz w przyszłości wielkich czynów - powtórzyłem słowa, które wypowiedział do mnie Michael - I najwyraźniej ja mam ci w tym pomóc.
Książę Floressy wpatrywał się we mnie przez chwilę, po czym pochwycił jedną z moich dłoni. Bawiąc się nią przez chwilę, uniósł ją do swoich ust. Czując lekkie mrowienie na opuszkach palców, zadrżałem. Nigdy nie pomyślałbym nawet, że kiedykolwiek dostąpiłbym podobnego odczucia. Już jako dziecko pogodziłem się, że nikt nigdy nie weźmie mojego drobnego ciała w ramiona. Nauczyłem się bez tego żyć, jednak... kiedy poznałem czym jest dotyk... uzależniłem się nim.
Nie wiedziałem co robię w tej jaskini, nie obchodziło mnie to tak naprawdę. Oczywiście losy królestw, tylu żyć... były ważne. Mnie interesowało tylko bezpieczeństwo Samuela. Toczyła się wojna. Erick, Frank i Eliza zostali pozostawieni na pastwę losu, a ja... potrafiłem tylko myśleć o tym, czy Księciu Floressy nic nie groziło.
Nagle ku mojemu zdziwieniu blondyn zupełnie znieruchomiał, zapatrzony w jakiś odległy punkt. Kiedy po paru sekundach poruszył się, drastycznie zbladł.
- Aleks... - szept chłopaka rozniósł się po jaskini, odbijając się od jej skalistych ścian i pokrywających je kryształów.
- Tak? - zapytałem równie cicho, przysuwając się bliżej ciepłego ciała. Dopiero nagłe rozjaśnienie się otaczających nas kryształów uświadomiło mi stan, w jakim znajdował się blondyn. Z jego oczu strumieniami płynęły łzy - Co się stało? - zaniepokojony dotknąłem twarzy chłopaka, zmuszając go, by na mnie spojrzał - Hej, Sami...
- Nie przyglądaj się kryształom - powiedział cicho. Jego oczy rozwarły się szeroko, jakby zobaczyły ducha - Chodźmy stąd - poprosił po chwili, wstając i ciągnąc mnie za rękę.
- O czym ty mówisz... - zapytałem zdumiony, spoglądając w jeden z połyskujących obiektów. Nic się nie stało. Jasne światło przywitało mnie, po czym delikatnie straciło na intensywności - Sami! - krzyknąłem, kiedy ten wyszedł z jaskini - Na zewnątrz może być niebezpiecznie. Nie ruszałbym się dalej bez Michaela, on...
Zamilknąłem, kiedy spostrzegłem stojącego tuż obok wyjścia chłopca. Zmierzył nas uważnym wzrokiem, po czym z uwagą utkwił spojrzenie w Samuelu.
- Widziałeś? - zapytał cicho.
- Co miał widzieć? - zapytałem jeszcze bardziej zaniepokojony. Blondyn nie odezwał się, ściskając z całych sił moją dłoń.
- Nie zgadzam się na to - powiedział w końcu, wciąż stojąc w miejscu.
- To i tak się wydarzy - mruknął Michael, obejmując się ramionami.
- Co się wydarzy?! Dlaczego ja nic nie widziałem?! - krzyknąłem, przenosząc wzrok z jednego na drugiego chłopaka.
- Mówiłem ci, żebyś nie patrzył... - wyszeptał Samuel, nagle ze strachem obserwując moją twarz.
- Widocznie nie jesteś jeszcze gotowy - albinos spojrzał na mnie z lekkim zastanowieniem - Musisz pogodzić się z przeszłością Aleksandrze.
- Jestem z nią pogodzony - warknąłem - Co zobaczył Samuel?
- Przepowiednie - odparł Widzący z lekkim uśmiechem - Spokojnie, w swoim czasie i ty ją ujrzysz.
Po tych słowach spojrzał w niebo, wyraźnie czegoś szukając. Kiedy niczego nie dostrzegł, ze smutkiem przyjrzał się nam, po czym stwierdził:
- Zaczyna robić się późno, powinniśmy skończyć na dziś. Niedługo zajdzie słońce, jutro też będzie dzień.
Po tych słowach, z powrotem znaleźliśmy się w jaskini, z której blondyn do niedawna próbował uciec. Zgodził się na nocowanie w niej, po zagwarantowaniu przez Michaela, że nie ujrzy ponownie przepowiedni w znajdujących się w jej wnętrzu kryształach. Byłem ciekawy co takiego skrywały.
Nawet teraz przyglądając się jednemu z nich z uporem maniaka, nie mogłem niczego dostrzec. Ociosany, pokryty nieregularnym szronem... promieniował lekką poświatą. Światło zapraszało, by w nie spoglądać, jednak nie obiecywało niczego w zamian. Przynajmniej ja tak to odczuwałem...
- Idź już spać. Nie chcesz tego widzieć - cichy głos, przytulającego się do moich pleców Samuela, sprawił, że odwróciłem się na chwilę w jego stronę. Chłopak wciąż był blady i zaniepokojony.
- Co tam zobaczyłeś Sami? - zapytałem, przeczesując jego włosy.
- Żeby faktycznie nastała nowa era dla Krain Siedmiu Kondygnacji będzie musiało zostać przelane morze krwi Aleks... - wyszeptał blondyn, patrząc tępo w moja klatkę piersiową - Ja... Może obecnie Floressa naprawdę bardziej potrzebuje tyrana jakim jest mój wuj...
- Sami... żaden lud nie potrzebuje takiego tyrana jak on - pogłaskałem go uspokajająco po ramieniu - Tylu ludzi przez niego zginęło... W imię czego?
- Możesz nie zdawać sobie na razie z tego sprawy... Lecz w tym wszystkim naprawdę jest cel - słowa Samuela, wywołały u mnie duże zdziwienie. Co mogło być dobrego w masowym ludobójstwie?
- Sami... - zacząłem, lecz ten przerwał mi przykładając palec do moich ust.
- Nie rozumiesz... Kiedy to zobaczysz... będziesz wiedział o czym mówię.
Kiedy umilkł, jego głowa szybko nalazła się na moim ramieniu, a dłonie przyciągnęły mnie mocniej do siebie. Słysząc po chwili miarowy oddech blondyna, uspokoiłem się trochę, po czym na dobre pogrążyłem się w rozmyślaniach.
Ten dzień przyniósł mi tyle informacji... I spowodował ogromny mętlik w mojej głowie. Tak bardzo pragnąłem to jakoś poukładać...
Dlaczego ojciec nic nie powiedział mi za życia o tym miejscu? Z opowieści Michaela wynikało, że musiał to być i to nie sam, lecz z moją matką! Może historia ta była zbyt bolesna, zważywszy na jej konsekwencje? Mimo to... te informacje były tak istotne. Co jeśli moją moc można by usunąć dzięki magi przebywającej w jaskini?
Westchnąłem cicho, sam nie będąc przekonanym do tego pomysłu. Poniósł mnie przez chwilę zbyt duży optymizm. Co dałaby mi wiedza o tym dlaczego... skoro wciąż nie wiedziałem po co?
Nie jesteś pogodzony z przeszłością..., słowa Michaela krążyły po mojej głowie, nie pozwalając na pogrążenie się w marzeniach sennych. Akceptowałem moje dziedzictwo, to co spowodowało, że stałem się taki... Rozumiałem śmierć ojca i matki. Do czego więc czułem żal? Kątem oka, zerknąłem na śpiącego koło mnie mężczyznę. Zabiłem tylu ludzi, by on jeden mógł żyć...
Znieruchomiałem nagle, domyślając się o co mogło chodzić albinosowi. Nie zgadzałem się z samym sobą. Z uczuciem, który nakazywał mi zagarniać czyjeś istnienia, nie myśląc przy tym o konsekwencjach. Z czym byłem niepogodzony? Z tym co robiła ze mną miłość?
Głęboko zamyślony, odsunąłem złote pasma włosów ze spokojnej twarzy blondyna. Kochałem go. Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Więc dlaczego...? Gdybym tylko mógł oddałbym za niego życie!
Kto udzielił ci zgody na decydowaniu o sercach innych ludzi?, przemknęło mi przez głowę. Nagły ukłucia bólu, spowodowały, że odetchnąłem głęboko. Nie powinienem tego robić. Mimo to... wiedziałem, że nie raz jeszcze spotkają mnie podobne sytuacje. Ktoś będzie musiał zginąć, by Samuel mógł żyć. On... Jego istnienie sprawiało, że życie wszystkich siedmiu krain miało ulec zmianie!
Kiedy tylko zdałem sobie z tego sprawę, zewsząd otoczyło mnie błękitne światło. Chłonąc je całym sobą pogrążyłem się w urywanych wydarzeniach, które do niedawna tak znacząco wyryły się w duszy Księcia Floressy.
***************************
Kolejna część dopiero co napisana, więc z góry przepraszam za wszystkie błędy! Ten miesiąc będzie ciężki dla mnie, choć dużo osób ma pewnie wolne (ach matury, matury jednym przynoszą cierpienie innym chwilową wolność!). Oczywiście maturzystom życzę powodzenia (o ile jacykolwiek tutaj bywają). Matura to bzdura, więcej strachu niż pożytku, ale i tak trzymam za was kciuki!
Dziękuję za wszystkie komentarze (jejku Basia, gdybym dzisiaj nie zobaczyła twojej notki, prawdopodobnie dokończenie tego rozdziału stałoby pod dużym znakiem zapytania!), reakcje i same wejścia (tak, ciągle jestem w szoku, że ten blog ma jakieś wyświetlenia). Po tej makabrze zwanej sesją, postaram się bardziej popracować nad swoim warsztatem pisarskim. Zresztą... mam masę pomysłów! szczerzy ząbki
Co do opowiadanka. W następnym rozdziale dowiemy się trochę o przepowiedni (kto się ciesz? Ja na przykład jestem mega ciekawa na co wpadnie moja głowa, bo tą część całej historii aż do dzisiaj pozostawiałam nie rozwinięta, żeby mogła maksymalnie zastanowić i w przyszłości was zaskoczyć!), a tymczasem spanko, nauka, kawa i więcej kawy!
Dużo uścisków i buziaków!
~ Arashi